x

Żuczek gnojarek

Wszystko w przyrodzie opiera się na reakcjach i wzajemnych zależnościach.

Końskie odchody mogą stać się obietnicą ciepła i pokarmu dla żuka gnojowego.
Bo stanowisko jest kwestią potrzeby i perspektywy.

A z tą kupą dalej co…?
Wszystko jedno, byleby była.
Chrząszczom jest tak naprawdę zupełnie obojętne dokąd pójdą.
Przeprowadzony przez naukowców z Johannesburga eksperyment opisywał jasno tylko jedną zasadę żuków: iść przed siebie.

…Więc kiedy Ty do związku stajesz z roli matki,
On wejdzie w rolę syna.

Tak jak kiedy przed żuczkiem, postawisz kulę odchodów, błota i gliny – bez zastanowienia będzie ją toczył.

To są kuszące opcje w przyrodzie.
I to jest również nieomylność tej przyrody.
Bo jeśli tak się nawzajem dla siebie potrzebujecie,
tacy się dla siebie BĘDZIECIE MUSIELI stawić.

„Mój były mąż siedział przed telewizorem, nic nie robił, miał mnie w głębokim poważaniu, a teraz, w kolejnym małżeństwie taki zakochany, zaangażowany, ciepły. Inny człowiek…”

Nie „inny człowiek”.
Tylko Z INNYM człowiekiem.

Ten sam mężczyzna – „kanapowiec z piwem”, przy kobiecie która nie zgodzi się, żeby za niego dźwigać – będzie musiał wyhodować jaja, albo patrzeć, jak marnieje kolejny związek.

Popatrz na te, które dzień za dniem toczą kule syfu, krzycząc głośno:
„faceci są beznadziejni…
do niczego,
niepotrzebni,
takie duże dzieci”…

W tych kobietach często gniew za mamę, która może nawet i z tatą pod jednym dachem mieszkała…
Ale to ona nosiła spodnie.
Wściekle ale stabilnie.

W tych kobietach często gniew za babcie…
Która może w trakcie wojny została sama,
A kiedy ten mąż wrócił – jeśli w ogóle wrócił..
Siedział na fotelu,
Tylko ciałem… bo duch został tam –
na froncie.
Więc to ona dźwignęła całość:
od gospodarstwa, aż po dzieci.
Przez zaciśnięte zęby sycząc: „nigdy więcej mężczyzn”.

A potem ta mała, która do taty dostępu nie miała,
Przyglądając się mamie –
wściekłej ALE PRZEPYCHAJĄCEJ TRUDY,
obiecywała sobie, że jej mężczyzna będzie na pewno lepszy –
ona się tak zrobić nie da!

I tak jak głowę oszukać możemy, tak serca i sumienia nie.
Z ruchu lojalności:
„Mamo, ja taka jak Ty”,
taka kobieta trafiała więc w ten sam obraz:
…DŹWIGANIA.

„Mamo, ja tak jak Ty w relacji będę niosła za dwoje”;
„Mamo, ja tak jak Ty, w relacjach będę zawodzić się na mężczyznach”;
„Mamo, ja tak jak Ty, będę w relacji samotna”…

Ten ruch za mamę, miesza się i z ruchem za tatą – do którego nie było wolno.
Bo mama na niego zła,
Bo wychowanie przejęła babcia z mamą,
Bo ten tata jakby nieobecny…

Więc ten mąż za ścianą – na głowę okropny i zły – pozwala sercu zbliżyć się do taty:
„Tato, tylko w takim: samotnym i smutnym małżeństwie czuje, że mam Cię choć trochę bliżej”…

I tak jak żuczek pcha swoją kulę,
bo taka to dla niego norma.

Tak Ty dźwigasz za to męskie,
bo taka to dla Ciebie norma.

A kiedy Ty dźwigasz –
Ten chłop – sam nieskontaktowany ze swoim męskim – rozsiądzie się wygodnie na kanapie…
Odsunie się…
Zdradzi…

A Ty będziesz tę kule toczyć, znajdując siłę do dalszego toczenia we wkurwie na męskie.
Tak jak wcześniej mama …
Babcia …
Prababcia …

„Mój partner jest skontaktowany z męskim a siedzi na kanapie”

Bzdura.

Bo jak mężczyzna stanie przy swoim ojcu;
kiedy dotrze w jego ramiona,
odbije w jego oczach swoją męską tożsamość –
Z przyjemnością wyjdzie do działania i ruchu.
To taki mężczyzna, który swojej kobiecie dźwigać nie pozwoli.

A gdyby jednak zobaczył, że trafił na taką strongmenkę, co to wszystko chce za niego, to albo postawiłby ją do pionu,
albo spakowałby manatki i pożegnał się szerokim uśmiechem.

Bo męskie w ścisku nie wytrzyma.
Nie pozwoli się wykluczać i umniejszać.
Nie pozwoli mówić o sobie „moje duże dziecko”,
Nie pozwoli się wychowywać, bo wie, że wychowanie już skończone.
Dzieciństwo skończone.
Nie będzie już cycka.
I tak jest najlepiej.

To takie męskie, które zna granice,
rozumie swoją ważność,
dotyka konkretem stabilności i mocy,
otacza opieką i widzeniem, to z czym kobiece przychodzi od siebie.

Partnerzy zawsze stają, jako równi.
Służąc sobie wzajemnie tak,
jak tego potrzebują.
Tym służeniem, wymieniają się szansą,
na domknięcie trudnych ruchów i dynamik.

Twój mężczyzna siedzi na kanapie Tobie w służbie…
Zostawia Cię z ciężarem, Tobie w służbie…
Oddala się także dla Ciebie…
Żebyś przestała wreszcie tę kulę pchać, byle do przodu.
Bo inne w rodzie tak musiały.

Ty na ich pamiątkę zrób piękniej.
Żeby i one, przez Ciebie, odkryły smak…
Lekkości.

Marianna Gierszewska

Uszanowanie domyka

Ciało. 
Wraca. 
Puka.
Przypomina. 
O tych, na których nie chcemy patrzeć. 
O tych, o których nie chcemy myśleć. 
O tych, z którymi było ciężko… 
Ciężko było być…
Albo ciężko było się pożegnać…

Siadają przede mną kobiety w utknięciach. Czasami chodzi o finanse, czasami o związek, o pracę, zdrowie. 
Podają datę, rok, kiedy to wszystko zaczęło się sypać. 

Na czyją to pamiątkę? 
Na czyją cześć?  

Czego i komu, Twoja chora tarczyca nie zdążyła powiedzieć? 

Kogo nie było dane dokochać, że dziś musi boleć serce? 

Jakich łez nie wypłakała woda zatrzymana w organizmie? 

A te wracające stany zapalne… do kogo nie udało się ZAPALIĆ złością właściwą dla danych sytuacji? 

Co i za kogo dźwiga bolący kręgosłup? 

Gdzie w rodzinie był alkohol, o którym przypomina nawracające zapalenie pęcherza? 

Wszystko to, co nieprzeżyte, zostaje. 
Niczym niezamiecione jesienią liście na drodze, zaczyna wilgotnieć i gnić, przynosząc nam szansę, by pochylić się wreszcie nad tą niewygodą. 

My chcemy zapominać. 

„Patrzmy w przód” – podpowiadają nagłówki popularnych magazynów. 

To zapominaj… 
I przyglądaj się jak Twoje serce, ciało…
A czasem serce lub ciało Twojego dziecka…
partnera…
Robi wszystko, żebyś sobie jednak przypomniała…
O tym braku pożegnania. 
Lub o pożegnaniu zbyt krótkim – niewłaściwie nikłym dla wielkości straty. 

Pożegnać się trzeba z dzieciństwem i obrazem o rodzicach idealnych; 
Pożegnać się trzeba z obrazami perfekcyjnego związku, w którym ktoś stanąłby naprzeciwko Ciebie z miłością zgodną mamie lub tacie… 
Pożegnać się trzeba z nienarodzonymi, straconymi, poronionymi dziećmi…
Z partnerami, z którymi z tak wielu różnych przyczyn, nie było dane RAZEM. 
Pożegnać się trzeba z bliskimi, 
Czasami z przyjaciółmi, 
Z pracą, 
Z oczekiwaniami. 

I przed tym pożegnaniem ucieczki nie ma. 
Choć, kiedy wydarza się to co trudne, 
często chcemy odłożyć to na później… 

„Potem się tym zajmę. Dziś nie ma czasu.”

Pożegnanie daje szansę. 
Na uzdrowienie i domknięcie. 
Tych pożegnań do których nie stanęłaś, już nikt za Ciebie dźwigać nie będzie musiał. 

Bo już na nie popatrzyłaś. 
One już mają swoje miejsce. 
Nie muszą bezdomne obijać się od drzwi do drzwi. 
Przynależą. 

To takie paradoksy życia – 

Żeby wyjść z utknięcia, trzeba spojrzeć na to, dlaczego serce nie chce iść dalej…

Żeby żyć, czasami trzeba oswoić myśl o tym, że takie a nie inne życie dobiegło właśnie końca…

Żeby wiedzieć, trzeba spojrzeć na bezsilność niewiedzy…

Żeby iść do mocy serca, do odwagi, trzeba pozwolić sobie stanąć nago przed wszystkimi wstydami, które niesie Twoja dusza…

Zgoda na to, jakie coś jest i o czym mówi,
Pozwala zobaczyć życie większym. 

W zgodzie i szacunku. 

Marianna Gierszewska

Kobiety bez mamy

Nieobecna z różnych przyczyn mama, zostawia w nas, kobietach, wyrwę wielkości meteorytu. To wyrwa o potężnej wadze, bo zagląda aż do zgodności naszego istnienia. 

O tym, że to mama jest symbolicznie pierwszą, która otwiera na nas ciało i serce, pisałam już niejeden raz. 

Więc kiedy tej pierwszej kobiety brakuje, mała dziewczynka zostaje bez tożsamości przynależenia do świata i do tego, co kobiece. 
Bo kobieta swoją tożsamość może odbić jedynie w oczach innej kobiety. Jeśli więc mamy nie ma – wyjechała, zostawiła, odeszła – tym lustrem dla małej, mogą stać się inne kobiety: babcia, ciocia, przyjaciółka rodziny.
I jeśli one otwierają dziewczynkę na to co w kobiecości piękne i lekkie – mają szanse ukształtować w niej jakości, budujące trwały most między nią, a szeroko pojętym: KOBIECYM. 

Taki świat, w którym kobiety wcześniejszych pokoleń, przychodzą jako budulec dla zostawionej przez mamę, jest piękną opowieścią, która niestety nie przytrafia się często… 

… bo babcia w swoich ciężarach: patrząca gdzieś daleko za nienarodzonym dzieckiem, za zmarłym mężem, rodzicami…
…bo ciocia sama w gniewie, od trzech lat walcząca ze zdrowiem… 
… a ta przyjaciółka rodziny? Żeby w ogóle o kobiecości porozmawiać, musiałaby dać sobie odpocząć.
Ale ponieważ jej samej było do mamy daleko, prędzej zarobi się na smierć, niż pozwoli sobie wytchnąć. 

Co więc dzieje się dalej?
Kiedy kobieta sercem nie dociera w ramiona żadnej innej?
Wypisuje się z tej zasranej kobiecości…

A przecież oprócz mamy, przy której zapisało się głębokie wierzenie: „nie zasługuje na miłość”, w tym wszystkim jest jeszcze tata… 

Może to tata, który jest sam. 
A może taki, który znalazł nową miłość. 
Może to tata, który utknął w złości na mamę. 
A może taki, który już kobiety przekreślił raz na zawsze. 
Może taki, który nie przeżył tej straty i rozstania – a teraz z zamkniętym sercem próbuje stworzyć szybko, nową rodzine. 
A może to taki tata, który córkę postawił na miejscu mamy…

I tak każda historia przyniesie inne dynamiki… 

Bo jeśli tata, topi się w złości na mamę (która odeszła, zdradziła, zostawiła): córka stanie się dla niego rodzajem hologramu przypominającego, raz za razem, o „nielojalnej oszustce”. Za cenę przynależności, młoda, będzie więc zmuszona przedzielić się na pół – a tą połówkę z mamy, bez chwili namysłu, wyrzuci do kosza, z dopiskiem:
„ta część mnie była z nielojalnej oszustki”. 
Z odrąbaną połową siebie, taka kobieta będzie kaleką w każdej jednej tworzonej przez siebie relacji – szczególnie w partnerstwie. 
Na co tu patrzymy? Na relacje, w których będziemy się za wczasu odsuwać, w których będziemy czuć się pozostawiane…
w których mimo, zdawałoby się, wielkich chęci – tej bliskości nie będzie, albo będzie, ale tylko na moment wskazując ruch zachłyśnięcia i porzucenia. 
Patrzymy tu również na zamrożoną seksualność (bo ta, żeby kwitnąć, musi iść od tego co żeńskie) i braki orgazmów (bo orgazm idzie z zaufania i przynależności, a ta może manifestować tylko wtedy kiedy przynależymy do CAŁOŚCI RODZICÓW: „mama i tata w nas”) 

A kiedy tata, na puste miejsce po mamie, stawia córkę? Społeczeństwo powiedziałoby, że otwiera drzwi do wspaniałej przyjaźni między ojcem, a córą. 
„My przeciw całemu światu”
„Przez życie w sztamie! Nie potrzebujemy nikogo innego”… 
Tak słodko na długo być jednak nie może, bo jeśli tata stawia córkę jako symboliczną partnerkę, taka córeczka tatusia, do swojego związku nie wyjdzie wcale. 
Albo wyjdzie – a tata nie będzie lubił żadnego kandydata…
Albo wyjdzie… do syneczka mamusi. 
Bo tam miejsca partnerskiego, dla wzrastającej w relacji WZAJEMNOŚCI, nie będzie. 

Kobieta systemowo, może rosnąć tylko wtedy, kiedy przechodząc raz za razem, spod wpływów mamy do taty – zostanie przy tym co od mamy. 
Przy tym co od kobiet. 
To tam znajdzie bliskość i intymność…
Umiejętność bezwysiłkowego dbania o siebie i swoje ciało.
To tam znajdzie soczyste i spokojne zaufanie do mężczyzny…
I dopiero, przy takim źródle kobieta nauczy się dawać i brać. 
Gdzieś pomiędzy harmonią serca a pożądaniem. 
Nie interesownym, ale w intencji przyciągania. 
W tym co możemy: RAZEM. 

Ta, której do mamy było daleko…
Będzie znajdować mężczyzn, których nie ma wcale – odtwarzając w ten sposób traumę pierwotnego porzucenia przez mamę…
Będzie znajdować mężczyzn słabych, nieobecnych… 
Takich, którzy będą wydawać się nadzieją o bliskości, albo takich, których swoim wypracowanym od lat przy tacie męskim,  będzie mogła gnębić … trafiając na tych, którzy sami nigdy przy swoim ojcu nie stanęli. 
To też kobiety, które na kobiecość jako taką, będą wściekłe. 
Bo ta kobiecość będzie zawsze przypomnieniem o porzuceniu i słabości. 
O kłamstwie i odrzuceniu…

Nigdy nie jesteś sama. 
Do relacji ze sobą, 
a potem ze światem, 
wychodzisz z mamą i tatą w sercu. 
Z ich historiami i opowieściami. 
Z rodowymi melodiami, które nie zostały jeszcze zobaczone i uhonorowane. 
Wszystko to, co przychodzi – przychodzi  w złożoności właściwej Twojemu systemowi. 
Dając Ci szanse na przejście przez to, przez co inni, z różnych powodów, przejść wcześniej nie mogli lub nie chcieli. 

Dorosłe kobiece jest i czeka. 
Na Twoją gotowość. 

Marianna Gierszewska

Zgoda duszy kobiety

Z czym byś została, gdybyś wypuściła z rąk zaplanowany projekt siebie, jako kobiety? 
Z czym zostałoby Twoje serce, gdybyś na życie przestała patrzeć jak na wyścig wydolności? 

Od poniedziałku do środy, porwana przez kulturę produktywności, stajesz się metaliczną #bossbitch…
Od czwartku do soboty prowadzi Cię ruch #mumlife, za którym w niedziele goni #selfacare, bo przeczytałaś, że odpoczynek jest przecież równie ważny…
To ten odpoczynek przyniesie Ci żyzną glebę na przyszły tydzień. 
Bo należąc do sfory #womenpower dajesz radę bez gadania, bez dyskusji – za to też warto się poklepać po ramieniu…

Kobiece, w ZEWNĘTRZNIE zbudowanych, sztywnych strukturach, usycha. 
Bo przestaje reagować na NURT… tak wyjątkowy, właściwy i ważny dla każdej z nas. 

Dorosłe kobiece z radością przyzwala na delikatnie muskający, letni wiatr, który ujmuję pasję serca w najodpowiedniejszą dla Ciebie stronę. 

Współbrzmiąc z tym, co w danej chwili żyje w Tobie, nie musi słuchać społecznych instrukcji i przyzwoleń, o rolach które są dla Ciebie ważne. 

Instynkt zintegrowanego kobiecego, czuje sercem, kreuje seksualnością, daje namiętnością i chęcią bycia – nie twardym rozumem. Bo ten zawodzi: wylicza i ocenia, syberyjskim chłodem zagłuszając tlące się żądze serca. 

…Przestań się więc dziwić, że kiedy Twoją duszę porywa kreacja, przychodzi w towarzystwie uskrzydlającej energii seksualnej, która pragnie zasilić jakości Twoich pomysłów. 
Nie walcz z inspiracją płynącą z pasa miednicy – matki naszej kobiecej kreatywności. Wtedy może i sercu uda się podmienić bezwzględną szefową, sukę (#bossbitch) – na coś łagodniejszego, ale przychodzącego z mocą właściwą, tylko Twojemu dorosłemu kobiecemu. 

…Przestań się dziwić, że kiedy magazynujesz gałązki, skupiona na budowaniu gniazda, pochwyci Cię pasja troski o bliskich i o przestrzeń. Przestań się oceniać, odkrywając, że nad garnkiem z zupą odnajdujesz tyle samo namiętności, ile podczas miłości z mężem … w spoconych oddechach upalnej nocy. 

Wtedy na widok internetowych podsumowań: „matka polka”, zaśmiejesz się głośno…
Tak jak sroga zima śmieje się w twarz tym, którzy każdego dnia uparcie mówią: „chciałabym już lato”… tak jak letnia duchota kpi z tych, którzy błagają o chwilę przymrozku… Bo nie rozumieją, że i lato i zima, przychodzi w najwłaściwszym czasie – z właściwych powodów. 

…W trudzie sytuacji i codziennych wyborów odkryjesz wreszcie, że nie musisz już kurczowo trzymać się znanych Ci ciężarów. Nie siłą barków udowodnisz swoją #womenpower … 
Będziesz wiedziała, że w swojej mocy stoisz wtedy, kiedy przyzwalasz na nurty i oddechy życia, nie zaś wtedy kiedy stoisz w udowadnianiu, że podołasz, że UPOR-asz się… trwając, uporem.

Wtedy #selfcare nie będzie czekało do niedzieli. Ono wplecie się w Twoje kobiece bezwysiłkowo, tak jak bezwysiłkowo plecie się warkocz, czy wianek… 

Bo kiedy pochwyci Cię dorosłe kobiece, nie zdziwi Cię, że nie będziesz już musiała outsource’ingować swojej wartości i ceny. Ona wykuje się w sercu, jako ta prawdziwa. Ważna. Trwała.  

Spójrz na obraz swojego kobiecego. 
Jakie jest? 
Płynie w lekkości nurtów dopasowanych do Ciebie… czy w ciasnych, zewnętrznych stelażach rutyn i reżimów? 

Kiedy sercem dotrzesz w ramiona taty, staniesz przy porządku i strukturach. Zaczną żyć W TOBIE zintegrowane
(nie zaś ZEWNĘTRZNIE konstruowane) – przychodząc z przeszywającą mocą serca. 

Kobiety, którym daleko do jakości symbolu taty, często zostają na życie zalane falą niekończących się leków i emocji. 
Oceny, strach przed krytyką, przytłaczające wstydy, zapętlające się myśli, które swoją intensywnością, z czasem zaczynają podduszać … 
W tym zbyt dużym, niezharmonizowanym ciężarze kobiecych emocji, na ratunek lecą struktury. 
Jednak nie te zbudowane w środku – bez przyjęcia taty, zostajemy zależne jedynie od rusztowań zewnętrznych. 

Wtedy przychodzi  kontrola, usystematyzowania i szablony tworzone: 
reżimem pracy, diety, ćwiczeń, planu dnia, aktywności, czy nawet wakacji. 

Rozpoznajesz to? 
Poczuj czy to takie dla Ciebie jest? 
Czy tych emocji było już tak dużo, były już tak wytrącające, że jedyną opcją ratunku było chwycić wszystko za kołnierz. 
W porządek.
W szereg. 

Poczuj jak to w Tobie pracuje? 
I jak to kobiece może w tym oddychać? 
… czy w tych kołnierzach… nie bywa czasem zbyt ciasno? 

Marianna Gierszewska

Niewinność jest fantazją dziecka

Chcemy stawiać granice, ale tak, żeby przypadkiem nie dotknąć swojej agresji. 

Chcemy być szczere wobec własnych emocji, ale tylko wtedy, kiedy chodzi o radość, ekscytacje i zauroczenie. 

Chcemy kryzysów i wzrastania w związkach , ale tylko wtedy, kiedy te kryzysy i zatory możemy jednoznacznie zwalić na drugą stronę. 

Chcemy żyć w odwadze, ale tylko wtedy, kiedy będziemy mieli pewność, że przy tej odwadze nie stoi przypadkiem wstyd. 

Chcemy sukcesu, ale tylko wtedy, kiedy na pewno ominiemy porażkę. 

Chcemy nazywać się „ludźmi świadomymi”, ale szlag nas strzela, kiedy po raz kolejny słyszymy o tym wewnętrznym dziecku, o mamie o tacie…
„Przecież ja mam wewnętrzne dziecko kuźwa przerobione! Z mamą mam kontakt jaki mam. Ojciec? Szkoda gadać, ale to nie ma nic do rzeczy” … 

Chcemy niewinnie. Po cichu. Z uśmiechem. Wygodnie. Bez konieczności konfrontowania się z agresją, wstydem, brzydotą, cieniem, poczuciem wyłamania i odpowiedzialnością. 

Rozkochujemy się w wyobrażeniach, bo takie idee niewinność kochają.
To takie idee, które tworzą piękne scenariusze o granicach stawianych bez słów, o emocjach oglądanych przez okulary, o związkach, w których bąki pachną bzem, o szefach, którzy jasno widzą nasze naturalne potencjały i o rodzinnym systemie, który tak naprawdę wcale nie ma na nas wpływu … bo „wszystko i tak jest kwestią pozytywnego nastawienia”.

…Kiedy dochodzimy do ściany w realizacji tych wspaniałych wyobrażeń, okazuje się, że jedyną drogą jest odpuścić niewinność. 
Bo niewinne może pozostać tylko dziecko. 
Świadomy swojej mocy, działający dorosły, będzie się musiał złapać za rękę z konsekwencjami, powiązaniami, odpowiedzialnością i wstydem. 
Inaczej się nie da…
Inaczej, to życie o którym myślisz, pozostanie tylko w kosmicznej przestrzeni planu. 

Granice, bez zintegrowanej agresji, zaprowadzą Cię w dwa miejsca:
w zdeformowaną tłumieniem przemoc, lub zagotowaną w środku ciała chorobę. 

Brak szczerości wobec własnych emocji, stworzy Twojego awatara, który będzie wklejał się w opinie i oczekiwania innych. 

„Jego wina!” … Palcem na wszystkich dookoła może wskazywać tylko ten, który siedzi w krzesełku do karmienia. 
To nie Ty? To przyjrzyj się co ten partner, ten związek Ci pokazuje …
O co Cię prosi? …
O co błaga Cię już po raz kolejny? 
Jak sobie w tym byciu służycie? 
Za kogo sobie stoicie? 

Odwaga? Bez wstydu, wrażliwości i ryzyka, jest tak nierealna, jak dinozaury w Puszczy Białowieskiej. Wizja brzmi całkiem ciekawie, ale to się po prostu nie wydarzy. Bo odwaga dzięki niepewnościom istnieje. Jej energia drga dzięki ognistemu sercu złapanemu za rękę z prawdą. A ta grzecznie ułożona nie jest…

Sukces, uprawia miłość z porażką, a świadomość przytula się z drogą Twojego rodu. 
Z mamą
Z tatą. 
Z Twoim porodem. 
Z poczęciem. 
Z wielopokoleniowym dynamikami, które grają w Tobie swoje własne melodie. 
Te najpiękniejsze i te najtrudniejsze. 
Stawiając Cię do takich a nie innych ścieżek, związków, relacji, prac i chorób. 

Ostatnio usłyszałam prośbę: „chciałabym popracować nad bliskością, ale możemy w to nie mieszać ani mamy ani taty?”.
„Szczerze? Nie da się” – odpowiedziałam. 

Bo Twoja bliskość do siebie i świata, zaczyna się od historii intymności rodziców. A opowieść ich historii, jest wielogłosem tych, którzy byli tu przed nimi. 
Potem jest poród… Jaki on był? 
Jaki był dla mamy, więc i jaki był dla  Ciebie? 
Gdzie wtedy był tata? 
Obok mamy, czy gdzieś daleko? 
Dalej ciało, pierś. Karmienie. 
Pierwotna droga miłości. 
Zgadza się. Wciąż mówimy o bliskości… a to wciąż za mało, by pokazać Ci całą złożoność tego tematu. 

Sama chyba rozumiesz, że tu się niewinnie nie da. W odcięciu od faktów i materii się nie da. Latające anioły nadziei na lepsze jutro, są oderwane od sfery działania. 

A sfera działania, to w symbolice tata.
Odpowiedzialność, to tata. 

I bez niej się nie da. Bo nieważne co o niej myślimy – z nią jest tak jak z grawitacją – istnieje, czy tego chcemy czy nie. 
Każda nasza decyzja, jest jak kamyk wrzucony do strumienia: zmienia… więcej, mniej, ale zawsze. 

Wiec nie uciekaj od prawdy – czasem brudnej i lepkiej. Nie uciekaj od bólu i wstydu. Bo życie w pełni wydarza się w miłym, niemiłym, ładnym i brzydkim. I kiedy sama ze sobą zdecydujesz, że interesuje Cię dorosłość – która czasem mówi „kurcze pieczone”, a czasem głośne „kurwa mać” – staniesz do życia, które przychodzi jako suma potencjałów i trudów, zamienionych w Twój własny system mocy. 

Marianna Gierszewska

Ślepa miłość

Idzie zawsze z ruchu: „ja za Ciebie”, „ja z miłości do Ciebie” – 
I burząc równowagę systemu – wraca z konsekwencjami. 

W mojej pracy z kobietami, bardzo często wychodzi temat mamy …
Bo mama pracuje w nas na bardzo wielu poziomach. 

I kiedy pytam, jak w trzech słowach opisałabyś swoją mamę, pojawiają się przymiotniki takie jak:
„smutna”,
„sama”,
„w jakimś żalu”,
„wiecznie potrzebująca”,
„zła”,
„bardzo samotna”, 
„niepoważna”,
„dziecinna”

Czy Ty możesz żyć w szczęściu, kiedy Twoja mama żyje w bólu?
Czy możesz pobierać z pełni, kiedy Twoja mama utknęła w żalu?
Czy wolno Ci do partnerstwa, kiedy Twoja mama jest sama? 
Czy wolno Ci do seksu, kiedy ona nie ma go od lat? 

Ślepa miłość nie pozwala. 
Z tej ślepej miłości, tak wiele kobiet, ląduje – dokładnie tak jak ich mama – w złości, w żalu, w cierpieniu i samotności.

Dlaczego?
ŻEBY ZBLIŻYĆ SIĘ DO MAMY…

To ruch mówiący: „mamo, ja z miłości do ciebie”, „mamo, ja taka jak Ty” – 
To tak zwana miłość nieświadoma. Która za wszelką cenę, pragnie odciążyć naszego rodzica. 

Skąd tu zaburzona równowaga? 
Ponieważ w hierarchii systemu rodzinnego, dziecko jest ZAWSZE niżej niż rodzic
(bo na świat przyszło po nim, z niego). 
I ponieważ jest niżej niż rodzic – nie jest w stanie go odciążyć.
A zawsze, kiedy będzie próbowało – będzie płaciło najwyższą cenę – własnego szczęścia. 

Dziecko, próbujące w jakikolwiek sposób odciążyć rodzica, staje w relacji na krzyż – zamienia rolę, stając się rodzicem swojego rodzica. Wtedy główne konsekwencje są dwie: 
– zburzony szacunek dziecko – rodzic (wejście w schemat parentyfikacji)
– brak możliwości bycia rodzicem dla swoich dzieci (bo przecież rodzicem już jesteś – swojego rodzica!) 

Kiedy próbujemy odciążyć rodzica, nie odciążamy nikogo. 
Rodzicowi zabieramy siłę, do poradzenia sobie z własnym tematem, 
A same ponosimy konsekwencję stawania nad rodzicem – jako jego rodzic. 

Wszystko co tu czytasz może w Tobie wywołać bunt. W gruncie rzeczy wcale by mnie to nie zdziwiło.
W końcu ślepa miłość, to temat niezwykle gloryfikowany w dzisiejszym społeczeństwie:
„Och, jaka wspaniała, pomocna córka”,
„Jakie wspierające dzieci”, 
„O, dzieci pomogły Ci spłacić długi”,
„Jak cudownie, że córka Cię zabrała na odwyk” … 

Pracuję z takimi „cudownymi córkami”, które nie stoją przy swoim partnerstwie, przy pięknych relacjach, przy sukcesie, pieniądzach, spełnieniu, szczęściu…
To „cudowne córki” które nie spotkają tych jakości, dopóki nie staną we właściwym dla siebie (jako dziecka swojego rodzica) miejscu. 

Dziecko jest za małe na ciężary swojego rodzica! 

Przyczepmy się tego długu … 
Kiedy spłacasz za rodzica dług, stajesz w miejscu rodzica. 
Społeczeństwo, owszem, przyklaśnie … a Ty będziesz czuła zmęczenie, wstyd i wkurw. 
(- lub jeśli stoisz mamie za partnera: poczucie obowiązku, bo ktoś w końcu „musi ratować rodzinę”)

I tu wracamy do początku tekstu. 

Bo kiedy słyszę ocenę:„Moja mama jest potrzebująca”,„Moja mama jest samotna” – to już wiadomo, że córka nie stoi na miejscu córki … Gdyby stała, nie pozwoliłaby sobie na taką ocenę mamy. Bo miałaby zaufanie do tego, że ta MAMA, jako osoba DOROSŁA, znajdzie takie czy inne narzędzia, by poradzić sobie z własnymi problemami, czy z samotnością. A jeśli nie? Miałaby SZACUNEK do jej wyborów. Do świadomych decyzji jej duszy i historii. 

Kiedy jako dziecko, lecisz na ratunek – dajesz sobie prawo do oceny („moja mama jest samotna, więc muszę jej pomóc”).
Dajesz sobie prawo, bo czujesz się wplątana w jakiś bałagan.
I próbując go dźwignąć za mamę – nie masz już siły. 
Ale nie odpuszczasz …. Bo właśnie tak działa ŚLEPA MIŁOŚĆ. 

Jak stoisz względem swojego rodzica? 
Jak na niego patrzysz? 
Czy czujesz się większa i mądrzejsza niż on? 

Weź sobie głęboki oddech i popatrz, co z miłości, dźwiga Twoje serce.

Marianna Gierszewska

Desperackie pragnienie komfortu

Żyjemy w desperackim czasie pragnienia komfortu. Chcemy za wszelką cenę, chcemy szybciej, chcemy ponad swoje siły, ponad określony w naszym życiu czas. 
Myślimy, że „więcej”, zapełni „mniej”, że jeśli gdzieś będziemy się nachapywać, 
może uda się zalepić głód z innego miejsca. 

Pusty żołądek nie najada się pełną buzią. 
Puste serce, nie najada się pełną głową. 

Żyjemy w czasie wygodnych prawd. Lubię na to mówić pół – prawdki. 
Takie pół – prawdki znajduje na social mediach … 
W wierzeniach o rzeczywistości spotykanych przeze mnie na warsztatach kobiet … 
W opiniach i przekonaniach społeczeństwa … 

Bo wygoda kusi. 
Zostawia z przyjemnym poczuciem, że może wszystko jakoś samo się rozwiąże. 
Że może na dobrą sprawę, my nie musimy robić nic. 
Takie już jest życie, taki jest los … 

Pół – prawdki na social mediach, mają jedno, bardzo konkretne zadanie:
powiedzieć coś mądrego, ale i dogodnego jednocześnie. Powiedzieć coś co zdefiniujemy jako „głębokie”, ale znów nie ZA głębokie, żeby ludzie się nie przestraszyli. Żeby klikało się tak, jak było zaplanowane. To wygodne prawdy, które podpowiadają jak:
„uspokoić się w 3 krokach”,
„jak kłócić się mądrze w pięciu”, 
„jak odnaleźć wewnętrzny spokój w 10 min”,
„jak skutecznie zmotywować się do pracy”, 
lub jak „radzić sobie z trudnymi emocjami” …

Ponieważ nikt nie sugeruje odwijania przyczyn, szukania blokad, zastojów i zatrzaskujących Cię wierzeń – bierzesz taką wygodną pół-prawdkę, bo przecież – jak wspominałam wcześniej: komfort i sterylność emocjonalna to znak rozpoznawalny naszych czasów… 
I dalej, tą pół – prawdkę wklejasz w swoje życie. Starasz się więc skorzystać z podanych pięciu rad, na mądre kłócenie: 
– stawiasz na jasną komunikację
– nie obwiniasz, mówiąc jedynie o swoich uczuciach i doświadczeniach 
– słuchasz i pozostajesz otwarta na drugą stronę
– kiedy czujesz, że zaczynasz się gotować, prosisz o przestrzeń i chwilę dla siebie
– szukasz wspólnego punktu widzenia, który umocniłby Wasze: RAZEM

Ale kiedy okazuje się, że to wciąż nie działa, mówisz: 
Bo on jest … 
Bo nasz związek jest … 
Bo w naszym przypadku to … 
Bo on mnie nie … 

Potem innym powtarzasz, że próbowałaś, ale niestety – „u Was tak łatwo się nie da, bo …”

Zostaje więc tak jak jest. Między Tobą a nim. Między Tobą a nią. 
Bo według wygodnej prawdy, zrobiłaś już wszystko. 
Według wygodnej prawdy, to wina pecha, losu i złego partnera. 
Według wygodnej prawdy nie masz wpływu na nic. 

Dotarcie do autentycznych odpowiedzi, zawsze wymaga pracy. Nie sterylnej, nie schludnej, nie higienicznej i wyjałowionej, ale w błocie, łzach, smarkach i piachu. Taka praca na prawdzie zawsze zada niewygodne pytania i bolesne znaki zapytania.

Bo prawda nie lubi komfortu. 
Ona w komforcie zamiera. 
Prawda lubi cień. 
Nie żywi się pierdzącą, różową tęczą. 
Na niej pasie się pół – prawdka. 

Więc zamiast przepychania szybkich rozwiązań, których niepomyślność zawsze zostanie uzasadniona i zepchnięta na coś lub na kogoś, przysiądź szczerze do zmiany. Zamiast nietrwałych skrótów, których niefortunnym zadaniem jest uleczyć smutny związek i kłótnie, zacznij pracę, która zaczyna się od pytań: 
Jak się w tym partnerstwie nawzajem widzicie? Jak się traktujecie? 
Jaką relację tworzyli Twoi rodzice? Na jaką patrzyłaś jako dziecko? 
Jak się mają związki w Twoim rodzie? Dużo tam przekraczanych granic? Dużo niezrozumienia? 
Co przeżyły kobiety w Twoim systemie? 
Niesiesz w sobie ich pokoleniowy gniew do mężczyzn, których kiedyś nie było, którzy zdradzili, zostawili, odeszli? …
Jak się masz z mamą? Jak Ci przy tacie? 
Jak się masz ze swoją kobiecością i seksualnością? 
Jak się masz ze swoim ciałem i spełnieniem? … 

Tak zaczynasz widzieć prawdę. 
„Jak mogłoby być”, zamieniasz na „jak jest”. 
Bo dopiero, kiedy pożegnasz iluzję, dotrzesz do źródła. 

Jaka jest Twoja wygodna prawda? 

Że po ślubie kończy się sielanka w związku?
Że pracy to nie trzeba lubić, bo praca ma dawać przede wszystkim stabilne wynagrodzenie?
Że na porządne pieniądze, trzeba się zaharować?
Że wszyscy mężczyźni są tacy sami, bo każdy Cię zdradził?
Że świat jest niesprawiedliwy i dlatego nie masz dobrego partnerstwa? 
Że wisi nad Tobą klątwa i dlatego znowu zachorowałaś? 
Że kobiety mają gorzej i dlatego jesteś niedoceniana w pracy? 
Że żadna para nie jest idealna i dlatego nad związkiem nie pracujecie?

Wygodne prawdy usprawiedliwiają, wytrącając Ci z rąk odpowiedzialność za własne życie. 
I dopóki tych pół – prawdek nie rozbroisz, dopóty będą przewodnimi kompasami Twojej rzeczywistości. 

Zasługujesz na zdrowie, piękne partnerstwo, miłość, wspaniałe macierzyństwo, bogactwo i spełnienie w pracy. Zasługujesz na swoją pełnie. Zasługujesz na szczęście. Zasługujesz na domknięcie starych schematów i nie Twoich ciężarów, które być może – na swoich plecach nosisz już od pokoleń. 

Zasługujesz na prawdę. 
Bezkompromisową.
Czasami trudną i bolesną. 
Ale prawdę. 
Bo tam, gdzie prawda, tam zaczyna się droga do zmiany. 
Pół – prawdka niespełnionego życia Ci nie zmieni. 
Ona je jedynie przypudruje. 

Marianna Gierszewska

Prawda piękna

Może to jej urok, ale tylko w towarzystwie maskary. Boginią miłości, staje się dopiero przy ogolonych nogach. Pełna życia i blasku przychodzę z odpowiednim kremem. A to wszystko w przeświadczeniu, że jestem tego warta, bo przecież jestem godna bycia piękną …

Opakowuję się więc w modne ubrania, obkładam się najlepszej jakości kosmetykami, kleje rozmaite doczepki i dodatki, robię dobrze oświetloną fotę, a na nią nakładam filtr. Po co filtr? 

Bo pomimo wszystkich zabiegów, wciąż widać, że jestem tylko człowiekiem, a ja chcę być kimś więcej. Chcę być pięknem. 

Najsmutniejszy jest moment po. Kiedy zdjęcie już zrobione, a uśmiech z twarzy wymazany. 

To chwila, w której okazuję się, że atrakcyjność była tylko przebłyskiem, a Ty zostałaś z tym samym, gorzkim uczuciem prawdy. Uczuciem, że i tak jesteś niewarta. 

Ta historia zaczyna się w łazience – dziesięć, piętnaście, może dwadzieścia lat wcześniej. Zaczyna się przy mamie, która z obrzydzeniem łapie się za swój brzuch, ciągnąc fałdy skóry. Potem brutalnie zaciska udo, żeby zlokalizować ilości i miejsca cellulitu. Na koniec, jej ręce, niby złote nici, popychają linię włosów przy skroniach do tyłu, pokazując jak wyglądałaby jej lepsza rzeczywistość. Rzeczywistość, która na twarzy nie ma wypisane nic. Młoda dziewczynka graweruje w sercu, najważniejszą informację o sobie: „Ja też chcę być piękna”. 

Piękna, czyli jaka? Wolna? Świadoma? Ukochująca siebie? Prawdziwa? 

Nie. Piękna, czyli z marzeniem o życiu i byciu bez skaz. Wiecznie jednak niezadowolona i zawiedziona, bo nigdy jakoś nie dość… 

Od najmłodszych lat, łapiemy dokładny kontekst siebie i swojego ciała. Porównujemy, podpatrujemy, oceniamy i krytykujemy w ten sam sposób, jaki widzimy u naszych rodziców i w mediach. 

Wraz z trafieniem w nowe, szkolne środowisko, te wszystkie – zdawałoby się – niewinne kompleksy i niepewności, ugruntowują się i utwardzają w opinii grupy. 

Jesteśmy w grze: od tego momentu, aż do końca naszego życia, będziemy ścigać się z wyidealizowanym, wciąż zmieniającym się standardem piękna. 

Na poziomie gry, który proponuje dzisiejszy świat, gonisz więc za szczupłą twarzą, delikatnie zdefiniowaną linią żuchwy, małym nosem, dużymi ustami, gładką cerą, wieczną młodością, idealnie jędrnym ciałem, brakiem blizn i cellulitu. Gonisz za figurą klepsydry, płaskim brzuchem, pełnymi piersiami, biodrami i pośladkami. Witaj w aktualnie pożądanej definicji piękna. 

Kobiety kolektywnie wyszły ze swoich ciał, by wejść do głowy otoczenia. Staramy się rozczytywać myśli tłumu. Chcemy przejrzeć co o nas sądzą inni i jak mogłybyśmy się na podstawie tych osądów zmienić? Pragniemy być lepszym doświadczeniem. Doświadczeniem milszym, ładniejszym, gładszym, smuklejszym, cichszym, grzeczniejszym. Wierząc bezgranicznie, że określa nas zdanie drugiego, ładujemy się w ramy i stelaże, które krępują ruchy, cele, wizje, szczęście i marzenia. 

Czekamy na swoje określenie: ładna, brzydka, duża, głośna, seksowna, dziwna, nieśmiała?

Taki opis chowamy do kieszeni spodni, przyjmując go jako jasną i jedyną prawdę o sobie. 

Szukasz piękna? Zwolnij jury, które zatrudniłaś do codziennej oceny siebie. Bo to za czym gonisz, jest tylko trendem. Modą. Ciekawostką. To, za co dziś walczysz na śmierć i życie, jutro okaże się przestarzałe i nieaktualne. A kiedy przedrzesz tą listę spisu norm i kanonów, zostaniesz Ty. 

Dokładnie taka, jaka jesteś dziś. Idealna w swojej nieperfekcyjności. Prawdziwa, szczera, żywa. 

Zostanie Twoje zmęczenie i blizny, trądzik i cellulit, krągłości i drugi podbródek, rozciągnięta skóra i znamiona … Zostanie radość i doświadczenia, Twoja wdzięczność i niepowtarzalność opowieści, zmarszczki szczęścia i płaczu, dotyk miłości i bliskości … Zobaczysz siebie, taką jaką jesteś. 

Najlepszą, ze wszystkich możliwych – jedyną. Nie szukaj więc bezbłędności – szukaj siebie. Nie doskonałości, ale człowieczeństwa. Moda na piękno jest ułudą i choć kusi – nie leży w zasięgu naszego doświadczenia. Jesteś ważniejsza niż odgórnie stworzone przykazania. Twoja opowieść, niesie blask, większy niż wszystkie definicje tego świata. Niech Twoją religią, stanie się po prostu autentyczność.

Marianna Gierszewska






Nasze Social Media