x

OPIS WARSZTATU #4

Emilia.
Siada i od razu bierze wdech.
Głęboki, ale jakby płytki.
Patrzy na mnie w ciszy.
Więc dłuższą chwilę w niej trwamy.
Jest milcząco, ale nie głucho. Bo pod powierzchnią przelewa się dużo słów.

Ona w końcu zaczyna:
⁃ Chodzi o moją wagę. Całe życie się waha. Ale nie tak jak normalnie, nie wiem, 3 kilo… u mnie waha się tak między 50 a 90 kg… raz było nawet 95. To mój rekord – mówi, przy słowie „rekord”, dodając dłońmi cudzysłów.
⁃ Miesiączki masz regularne?
⁃ Nie, hormony masakra. Teoretycznie wszystko w normie, tarczyca też zdrowa, ale okres przychodzi jak chce. Raz na dwa, raz na trzy miesiące.
⁃ Od kiedy tak z tą wagą? – pytam.
⁃ Nie pamietam, kiedy było inaczej… – Emilia zapatruje się gdzieś w bok – od dziecka tak. Mama mnie wrzucała na diety, a to nic nie dawało.
⁃ Całe życie jesteś na dietach, co? – pytam.
⁃ Odkąd pamietam. Rodzice wysłali mnie nawet raz na obóz odchudzający – mówi, a gardło zaciska się coraz bardziej.
⁃ Jak się czujesz w swoim ciele kiedy jesteś lżejsza? Jak się z nim masz, kiedy jesteś cięższa?
⁃ Nie wiem, bo to jest takie … – kobieta waha się jakiego słowa użyć – nie moje. To ciężkie ciało nie jest moje. Ja mam w głowie cały czas swój szczupły obraz.
⁃ Tak… – mówię, kiwając głową.

Siedzimy znów w ciszy.
Takiej, która, dla wielu, byłaby już niezręczna…
Emilia zaczyna płakać.
Bierze chusteczkę i kręci głową.

⁃ Czemu płaczesz? – pytam.
⁃ Nie wiem – odpowiada, wycierając nos.
⁃ Ja wiem – mówię … – czy Twoja mama poroniła?
⁃ Tak – odpowiada szybko kiwając głową – w czwartym, albo piątym miesiącu… coś poszło nie tak, ale ja nie wiem dokładnie, bo byłam mała. Miałam jakoś trzy latka. Pamiętam tylko, że mama leżała w szpitalu, a tata mi powiedział, że mama wróci sama. Nie rozumiałam co się dzieje – mówi, a łzy ciekną po jej policzkach.
⁃ To był chłopiec, czy dziewczynka? Wiesz?
⁃ To był chłopiec. Miał być brat…
⁃ 50 kg dla Ciebie … 90 kg dla niego …

Emilia spojrzała na mnie:
⁃ Boże…- wycie wychodziło z samego brzucha, z samego gardła. A po wylanym morzu łez, przyszło ukojenie i spokój.
⁃ Popatrz na tego brata swojego. Ile on by miał teraz lat?
⁃ Trzydzieści cztery.
⁃ Jak on na Ciebie patrzy? – pytam.
⁃ Z miłością – odpowiada Emilia, płacząc.
⁃ Powiedz do niego:
TO CIEBIE SZUKAŁAM.
OD DZIECKA…
RAZ MOJE CIAŁO DLA MNIE,
A RAZ DLA CIEBIE.
RAZ CIĘŻKA,
RAZ LEKKA,
RAZ BEZ MIESIĄCZKI…
RAZ Z NIĄ…
DLA CIEBIE CHCIAŁAM ŻYĆ PODWÓJNIE.
Z TĘSKNOTY.

⁃ Mogę go przytulić? – zapytała Emilia, spokojnym, płynącym łzami głosem.
⁃ Oczywiście … – powiedziałam.

I znów siedziałyśmy w ciszy.
Emilia żegnała się z bratem, a ja patrzyłam jak jej ciało się rozluźnia.
Komórka po komórce.
Cząsteczka po cząsteczce.

⁃ Inaczej teraz na to wszystko patrzę. Byłam u tylu dietetyków… – powiedziała Emilia.
⁃ Tak … z przypominania o kimś się odchudzić nie da.

Siedziałyśmy tak jeszcze chwilę.
Przepuszczając to wszystko przez ciało.
A potem E. wytarła buzie…
wzięła głęboki wdech i powiedziała:
⁃ Czuje się lżej.

Od trzech miesięcy miesiączki E. są regularne. Waga nie waha się w kosmicznych skrajnościach.
Tak to pracuje…

Emilia.
Dziękuje, za zgodę do podzielenia się.
Z innymi…

———-
Nasza waga opowiada historie większe i szersze, niż zwykliśmy myśleć.
Mocne nogi, uda… opowiadają o przekroczeniach.
Problemy z przytyciem ciągną nas do czasu okołowojennego, ale i do naszej relacji z mamą…
Anoreksja, to częsty ruch za kimś, w stronę śmierci.
Tam niezgoda na oddech.
Niezgoda na APETYT na życie…
Bulimia? Ona pyta: czego dłużej nie będziesz trawić?
Czym w swoim życiu, w swojej przestrzeni już rzygasz?
Albo czego dosyć miała mama, babcia…
Miała dość ale nigdy nic z tym nie zrobiła…
Nie mogła…
Nie zdążyła…

Twoje ciało pamięta.
I przypomina.
Weź oddech i poczuj.
Jakie to dla Ciebie.

OPIS WARSZTATU #3

SAMA

Siada przede mną kobieta.
Piękna, w dużym rozciągniętym swetrze.
Spod swetra wystaje koronkowe ramiączko biustonosza. Poprawia je nerwowo i mówi:
⁃ Nie mogę znaleźć sobie mężczyzny. Mam już tyle lat ile mam i wciąż nic poważnego. Tylko jakieś krótkie, przelotne znajomosci – mówi.
⁃ Tata żyje? – pytam.
⁃ Nie. Zmarł jak miałam szesnaście lat.
⁃ I co z mamą?
⁃ Jest do dzisiaj sama… czyli to już prawie dwadzieścia lat będzie. Ale radzimy sobie – mówi.
⁃ Kto sobie radzi? Ty czy mama?
⁃ No, mama sobie radzi, o to mi chodziło.
⁃ Z nią jesteś blisko, co? – pytam.
⁃ Dosyć tak – kobieta robi chwile pauzy. Zastanawia się – tak, jesteśmy blisko.
⁃ Masz rodzeństwo? – dopytuje.
⁃ Jedną, młodszą siostrę.
⁃ Zamknij sobie oczy i zobacz do kogo należy miejsce obok Ciebie…. Kogo tam widzisz?
⁃ Pierwsze co mi przyszło do głowy, to ta mama właśnie. Stoi obok, uśmiechnięta. Trzymamy się za ręce i jest takie poczucie, że jesteśmy sobie wsparciem.
⁃ Mmmmm – mówię pod nosem – tak.
⁃ Teraz postaw naprzeciwko mamy, swojego tatę i zobacz co się z nią dzieje – mówię.
⁃ Boże – kobieta zakrywa usta ręką, a po jej policzkach zaczynają płynąć strumienie łez – ona tak za nim tęskni…
⁃ Tak…
⁃ Puszcza moją rękę i biegnie się do niego przytulić. On też ją przytula. Mama tak płacze ….
⁃ A Ty jak się masz, kiedy rodzice stoją razem?
⁃ Jest mi wygodniej. Chciałabym się też do nich przytulić.
⁃ To przytul się, a potem stań naprzeciwko i powiedz…
„MAMO, DŁUGO I CHĘTNIE SŁUŻYŁAM.
TAK BARDZO SIĘ BAŁAM, ŻE TY TEŻ ZNIKNIESZ – TAK JAK TATA.
TAK BARDZO SIĘ BAŁAM, ŻE ZOSTANĘ SAMA.
JA MAMO BYŁAM TYLKO DZIECKIEM.
TO BYŁO TAKIE CIĘŻKIE.
ZASTĘPOWANIE CI TATY BYŁO TAKIE TRUDNE.
DZIŚ CZAS TO POŻEGNAĆ.
TA ROLA ZBYT SKOMPLIKOWANA DLA DZIECKA.
WY DUZI, JA MAŁA.”

Kobieta mówiła, oddychając do serca…
Tam, gdzie łączy się mama i tata.
Jej łzy, puszczały żałobę po tacie,
i żałobę oczekiwania przez lata na związek, na mężczyznę…
Jej relacje szybkie, intensywne, jak romanse. Bo symbolicznie to dokładnie takie romanse były… flirty, które nie mogły trwać za długo… bo zdradzały mamę.

Po domknięciu tej współzależności,
córka pozostała już tylko córką…
i aż córką…
Potem pożegnała się z tatą,
wyrażając tam, w tym obrazku, całą tęsknotę serca.
Potem wreszcie została sama… gotowa na spotkanie i wyjście do swojego partnerstwa.
Tak ten warsztat się skończył: głębokim wdechem i pójściem do własnej miłości.

————————

Utknięcia w samotności opowiadają złożone historie rodziny.
Jeśli nie ma obok nas wolnego miejsca na partnera_erkę – oznacza, że ktoś tam już stoi:
⁃ może to mama, która została sama
⁃ może mama, która zamiast spać z tatą, kładła się przy nas
⁃ może mama, która tęskniła za swoją pierwszą miłością
⁃ a może to tata, który pił
⁃ może tata, który odgrodził się nami przed mamą
⁃ może to młodsza siostra/brat, którymi musiałaś się opiekować… ponad swoje siły i doświadczenie, bo byłaś tylko małą dziewczynką…
⁃ a może to były mąż, o którym mówisz, że jest przeszłością, ale majątek nierozdzielony… a za każdym razem kiedy go widzisz, aż ciężko przełknąć ślinę.

Jeśli nie ma w nas wolnego miejsca na drugiego – oznacza, że o kimś jeszcze trzeba przypominać… i ten ktoś to miejsce zapełnia:
⁃ może to nienarodzona siostra, lub brat
⁃ może to poronione / abortowane nasze własne dziecko
⁃ może to chory / zmarły rodzic, który był tak bliski
⁃ może to historia babci, prababci, która na mężczyznach się zawiodła…albo, której do miłości nie było wolno… bo ślub został ustalony odgórnie, a tego którego kochała naprawdę, musiała opuścić…

Żeby stanąć w otwarciu na relacje, trzeba zauważyć, czy my w ogóle mamy na ten związek miejsce.
Czy tego miejsca mamy na 100%?
A może tylko na 40%… gdzie utknęła reszta?
Przy kim?
Serce to wie…
Ciało pamięta…

My przez długie lata możemy nie pozwalać sobie na związek.
Na cześć tamtych.
Za tamtych.
Dla tamtych.
Dla ducha bowiem, zawsze ważniejsza będzie przynależność i lojalność…
przynależność do tych kobiet przed nami, które na mężczyznach się zawodziły…
albo których mężczyźni byli nieobecni…
lojalność wobec tej, która potrzebowała nas wtedy – i w tym ruchu ratowania zostałyśmy.

„I że Cię nie opuszczę”… ile z nas mówi to do rodziców – nie do własnych miłości.
A dopóki tam przysięga trwa, dopóty nie zawiąże się nigdzie indziej…
Albo zwiąże się i będzie zimno, pusto, daleko od siebie.

Bo pierwotnie to miejsce jest już zajęte.
Więc, żeby tam wpuścić przestrzeni – trzeba rozpoznać i pożegnać.
To tylko tyle i aż tyle… na drodze do…
Swojego.

Marianna Gierszewska

To co w relacji

Tak wiele kobiet broni się przed wzięciem od mężczyzny.
Za nami historie mam, które, być może tego taty doświadczały na odległość… smakiem zdrad… alkoholu… ciszy.
Za nami historie babć, które zakładały na siebie te jedne, poplamione do cna podomki, po to, by od rana do nocy pędzić z robotą. Tam przy nich często mężczyzny nie było wcale – bo odszedł wcześniej, albo zginął na wojnie. A jak był? To czasem i tak jakby go nie było. Więc w domu rządziła kobieta.

W takim scenariuszu, córce ciężko zaufać mężczyźnie.
Ona może go doświadczać tylko tak, by przynależeć do grona kobiet swojego rodu.
„Mamo, babciu – ja taka jak Wy”
Skoro one nie mogły brać, ja także odmówię sobie tego prawa.
Naszemu sercu bowiem bardziej zależy na miłości mamy i babci, niż na więzi z tym chłopem… co to i tak „zawsze zawodzi”.

A kiedy nie możemy od mężczyzny wziąć, zaczynamy się dusić, męczyć i dźwigać.
Niektóre z Was wiedzą o czym mówię…
Bo to ten mężczyzna, w związku, symbolicznie powinien stać z koszulką o numerze JEDEN… a często na tę rolę, z przyzwyczajenia i z wewnętrznych zapisów, pchamy się my…
Czy to znaczy, że on z tą jedynką jest lepszy?
Nie.
Czy to znaczy, że wygrał?
Nie.
Oznacza to jednak, że może trzymać tasak do usuwania gąszczu dżungli.
To on toruje drogę, my natomiast idziemy tuż obok. Ale bez tej broni.
Ona, w takim wydaniu, nam nie jest potrzebna.

To co kobiece, służy temu co męskie.
Nie myl tego ze służącą …
Służenie sobie wzajemnie jest znacznie większe i należy do sfery sacrum.
Nie profanuj więc tego prostym rozumieniem.
Ciało kobiety służy ciążą i porodem.
To dar od niej, dla niego i całego jego rodu.
I kiedy mężczyzna stoi na swoim męskim – wie, że teraz jego kolej: na zajęcie się tą kobietą i ich wspólnym potomstwem.
I nie chodzi tu o uśmiech, kiedy ona rodzi.
Nie chodzi o dobre słowo, kiedy ona karmi piersią.
Chodzi o stawienie się do wyrównania.
„Ty dałaś mi życie naszego dziecka – ja więc chcę zapewnić Ci bezpieczeństwo i opiekę”… to dzieje się intuicyjnie. To dzieje się samo. Nikt tu kalkulatora wyciągać z kieszeni nie musi.
I Ci, którzy w partnerstwie stoją jako partnerzy… od tych tabelek excela stronią.
Bo wymiana dzieje się samoistnie.
Ty dajesz, ja biorę…
Ja daje, Ty bierzesz…
I ty pełny i ja.
Oboje w zaufaniu do naszej więzi.
Bo obrót wymiany tę więź zacieśnia.

Z brania od męskiego przychodzi też i orgazm.
On pojawia się tam, gdzie jest zaufanie.
Pochwa chwyta.
Zaprasza.
Otula.
Ale nie robi tego, kiedy jest w poczuciu zagrożenia.
Te, których mamy i babcie nie mogły ufać mężczyznom.
Te, których babcie i prababcie doświadczyły przekroczeń.
Te, których przodkinie zostały zastraszone, lub użyte – nie pozwolą sobie… zamrożą.

Kiedy wychodzisz na drogę poznania swojego mężczyzny – jako mężczyzny… chcesz od niego brać w pełni.
Bez tworzenia planów „na wypadek odejścia”.

Kiedy odwirusujemy komputer, przestaniemy patrzeć na życie przez pryzmat zepsutych, zacinających nas wciąż do strony startowej, programów.
I okaże się, że to branie i dawanie jest całkiem naturalne. Zamiast odrzucać wspólnotę, odrzucimy ciężar.
Bo tylko on ciąży … naprawdę.

Marianna Gierszewska






Nasze Social Media