Jest często życzeniowe.
Mamy tak głęboką chęć umieć wspierać drugą kobietę, ale wiele z nas, tego nie potrafi.
Teraz, być może krzyczysz w sobie: „co to to nie ja!”, bo już idzie ocena.
No i dobra.
Ja piszę dalej…
A Ty się oceniaj, jeśli potrzebujesz, albo czytaj i oddychaj.
Poczuj sobą jak stabilne poczucie bezpieczeństwa, musi mieć ta, która umie klaskać drugiej?
Poczuj sobą, jak właściwy musi mieć kontakt z własnymi darami i talentami?
Poczuj sobą, jak poukładana musi być z sukcesem?
Poczuj sobą, jak dobrze musi się mieć jej wewnętrzna dziewczynka?
Teraz czujesz?
Ile tu warstw?
Jakie to wielkie?
Szersze, niż szkolno-mundurkowe: „dziewczyny z dziewczynami”, „solidarność jajników”, czy „siostrzane wsparcie”.
Przez nieumiejętność wspierania się nawzajem przemawiają wszystkie nasze rany więzi – w szczególności upokorzenie, odrzucenie i niesprawiedliwość.
I nie ucieszymy się z sukcesu drugiej, dopóki te zranienia są w nas żywe.
Od razu się odpali: poczucie gorszości, wstyd, bojowość, ale i wkurw oraz zazdrość.
Żeby prawdziwie wesprzeć drugą kobietę, musimy być także poukładane z naszą MAMĄ.
Inaczej się nie da.
Wolno nam z miłością patrzeć na pomyślność drugiej, kiedy same czujemy, że przyjęłyśmy mamę wraz z miejscem, które dla nas przyszykowała.
Jeśli do mamy niesiemy w sercu jedynie miłość litościwą i pogardę, wewnętrznie będziemy gardzić także i sobą, dla pozoru zakładając jednak na życie maskę „tej lepszej”, „tej bardziej..”.
Przyjąć mamę to przyjąć sukces.
Najpierw swój, a potem wszystkich, które są dookoła.
U mnie w tym roku coś się doczyściło.
Po wielu latach pracy.
Widzę i słyszę klaszczące mi kobiety,
którym ja klaszczę z taką samą radością.
I ile tu jest miejsca!
Na to co każda wnosi WŁASNE.
To wielkie.
Kłaniam się temu.
Wdzięczna.
Dziękuje.