x

Do pięknego życia!

Pozwolenie sobie na przyjęcie wszystkiego tego o czym marzysz,
wszystkiego tego, czego tak bardzo pragniesz,
zaczyna się od przyjęcia do serca pierwszej kobiety i pierwszego mężczyzny Twojego życia: mamy i taty.

Czym jest przyjęcie?
Jest uznaniem CAŁOŚCI z którą przyszli.
Jest spojrzeniem na jeden jedyny, prawidłowy scenariusz ich darów jako rodziców i ich darów jako ludzi.

Takie to jest.
I takie to było.

A Ty – jako dziecko tej mamy, tego taty – choćbyś nawet i bardzo chciała,
do tych darów nie możesz nic dodać, ani nic od nich odjąć.
Bo to nie jest propozycja równania, które masz rozwiązać.
To jest już dawno obliczony WYNIK, który możesz wziąć, jako wyłączny prawdziwy.

Pretensji do rodziców w społecznych głosach nie brakuje:
„toksyczni”,
„niesamodzielni”,
„żałośni”,
„fatalni”…

A kiedy po oskarżycielskiej wiązance, słyszę : „ja takich błędów, jako rodzic, nie popełniam”, zastanawiam się czy lepiej się śmiać, czy płakać.

Bo dopóki nie uznasz się jako ta mniejsza, względem rodziców…
Dopóki względem nich nie zejdziesz z tak wabiącej drabiny wyższości – twierdząc, jak to Ty potrafisz lepiej –
dopóty, sorry Mariolka, ale życie będzie dawało w dupę.

Większy wobec swojego rodzica – jakikolwiek by ten rodzic nie był –
zawsze zapłaci odpowiednią do przepychania się w kolejce, cenę.
Bo każdy ród jest właśnie taką KOLEJ-ką –
w której Twoja KOLEJ przyszła po tamtych i dzięki tamtym.

Więc kiedy stawiasz się jako ta mądrzejsza, górująca, lepsza…
sypnie Ci zdrowie,
partnerstwo,
macierzyństwo,
praca,
finanse,
przyjaźnie,
relacje,
szczęście…

Bo większym i lepszym, może chcieć być tylko wewnętrznie niedokochane dziecko.
Dorosły nie potrzebuje udowadniać.
Wie, że dzieciństwo się skończyło.
Wie, że świat nie odda za mamę, ani za tatę.
Partner nie spłaci debetu uwagi,
szef nie będzie kochał Cię tylko dlatego, że mrugasz… bo nie jest Twoim rodzicem.
To nie jego rola.

Ci, którzy nie przyjmują rodziców do serca, biją się ze sobą i ze światem.
Chcą tak wielu rzeczy:
bogactwa, rozgłosu, szczęścia, miłości.
Pragną „PIĘKNEGO ŻYCIA”,
bez przyjęcia tego drugiego.

Bo żeby wyjść do pięknego życia,
musisz najpierw w podzięce to życie wziąć…
Od kogo?
A tak Mariolka! –
Od rodziców!

Tu też Ci się może zdawać, że zrobiłabyś to lepiej.
Napewno lepiej byś się poczęła, urodziła i wychowała…
wiadomo, że Ty wszystko lepiej.
A jednak … sama nie mogłaś.
Mogli tylko oni.
I tylko w takiej konstelacji, jaką zastałaś.

To życie, to czasami jedyny dar, jaki możesz wziąć od rodziców.
Bo rodziców mamy różnych.
I niech będzie.
Biorąc to życie, tych rodziców i te okoliczności, rozpuszczasz to co trudne.
I nie musisz już się ze światem szarpać,
tak jak w sercu się szarpiesz z tą mamą i tatą.

Ci, którzy nie przyjęli rodziców do serca,
mają wieczne pretensje i roszczenia w stosunku do świata.
Wszyscy dają za mało,
wszyscy nie dość rozumieją,
nie dość chwalą,
nie dość płacą…
Według takich ludzi, świat ogólnie jest miejscem, gdzie tego szczęścia mało.
Miłości też nie starcza.
O sukces też trzeba się bić.
Ci, którzy nie spojrzeli na swoich rodziców z wdzięcznością,
krzyczą głośno:
„NIE DAJECIE I NIE DOCENIACIE! ZMIEŃCIE SIĘ WRESZCIE WSZYSCY!”

Ale to nie świat ma się tak naprawdę zmienić…
To nie o niego chodzi.
Chodzi o mamę i tatę,
którzy nie byli, jak mieli być.
Nie byli, tak jak tego oczekiwałaś.

Nikt Ci ZA kogoś nie da.
Rodzice przyszli, z wynikiem tego kim byli i co mieli.
A cała reszta?
Gdybyś żyła w zamku, na stercie pączków i faworków, pewnie nigdy byś się z tego pałacu nie wyniosła.

Bo nie da się mieć wszystkiego i dorosnąć.
To potwierdza każda bajka.
Siostry Kopciuszka miały wszystko…

Tak to tu zostawimy.
Pięknego dorastania!

Marianna Gierszewska

Żuczek gnojarek

Wszystko w przyrodzie opiera się na reakcjach i wzajemnych zależnościach.

Końskie odchody mogą stać się obietnicą ciepła i pokarmu dla żuka gnojowego.
Bo stanowisko jest kwestią potrzeby i perspektywy.

A z tą kupą dalej co…?
Wszystko jedno, byleby była.
Chrząszczom jest tak naprawdę zupełnie obojętne dokąd pójdą.
Przeprowadzony przez naukowców z Johannesburga eksperyment opisywał jasno tylko jedną zasadę żuków: iść przed siebie.

…Więc kiedy Ty do związku stajesz z roli matki,
On wejdzie w rolę syna.

Tak jak kiedy przed żuczkiem, postawisz kulę odchodów, błota i gliny – bez zastanowienia będzie ją toczył.

To są kuszące opcje w przyrodzie.
I to jest również nieomylność tej przyrody.
Bo jeśli tak się nawzajem dla siebie potrzebujecie,
tacy się dla siebie BĘDZIECIE MUSIELI stawić.

„Mój były mąż siedział przed telewizorem, nic nie robił, miał mnie w głębokim poważaniu, a teraz, w kolejnym małżeństwie taki zakochany, zaangażowany, ciepły. Inny człowiek…”

Nie „inny człowiek”.
Tylko Z INNYM człowiekiem.

Ten sam mężczyzna – „kanapowiec z piwem”, przy kobiecie która nie zgodzi się, żeby za niego dźwigać – będzie musiał wyhodować jaja, albo patrzeć, jak marnieje kolejny związek.

Popatrz na te, które dzień za dniem toczą kule syfu, krzycząc głośno:
„faceci są beznadziejni…
do niczego,
niepotrzebni,
takie duże dzieci”…

W tych kobietach często gniew za mamę, która może nawet i z tatą pod jednym dachem mieszkała…
Ale to ona nosiła spodnie.
Wściekle ale stabilnie.

W tych kobietach często gniew za babcie…
Która może w trakcie wojny została sama,
A kiedy ten mąż wrócił – jeśli w ogóle wrócił..
Siedział na fotelu,
Tylko ciałem… bo duch został tam –
na froncie.
Więc to ona dźwignęła całość:
od gospodarstwa, aż po dzieci.
Przez zaciśnięte zęby sycząc: „nigdy więcej mężczyzn”.

A potem ta mała, która do taty dostępu nie miała,
Przyglądając się mamie –
wściekłej ALE PRZEPYCHAJĄCEJ TRUDY,
obiecywała sobie, że jej mężczyzna będzie na pewno lepszy –
ona się tak zrobić nie da!

I tak jak głowę oszukać możemy, tak serca i sumienia nie.
Z ruchu lojalności:
„Mamo, ja taka jak Ty”,
taka kobieta trafiała więc w ten sam obraz:
…DŹWIGANIA.

„Mamo, ja tak jak Ty w relacji będę niosła za dwoje”;
„Mamo, ja tak jak Ty, w relacjach będę zawodzić się na mężczyznach”;
„Mamo, ja tak jak Ty, będę w relacji samotna”…

Ten ruch za mamę, miesza się i z ruchem za tatą – do którego nie było wolno.
Bo mama na niego zła,
Bo wychowanie przejęła babcia z mamą,
Bo ten tata jakby nieobecny…

Więc ten mąż za ścianą – na głowę okropny i zły – pozwala sercu zbliżyć się do taty:
„Tato, tylko w takim: samotnym i smutnym małżeństwie czuje, że mam Cię choć trochę bliżej”…

I tak jak żuczek pcha swoją kulę,
bo taka to dla niego norma.

Tak Ty dźwigasz za to męskie,
bo taka to dla Ciebie norma.

A kiedy Ty dźwigasz –
Ten chłop – sam nieskontaktowany ze swoim męskim – rozsiądzie się wygodnie na kanapie…
Odsunie się…
Zdradzi…

A Ty będziesz tę kule toczyć, znajdując siłę do dalszego toczenia we wkurwie na męskie.
Tak jak wcześniej mama …
Babcia …
Prababcia …

„Mój partner jest skontaktowany z męskim a siedzi na kanapie”

Bzdura.

Bo jak mężczyzna stanie przy swoim ojcu;
kiedy dotrze w jego ramiona,
odbije w jego oczach swoją męską tożsamość –
Z przyjemnością wyjdzie do działania i ruchu.
To taki mężczyzna, który swojej kobiecie dźwigać nie pozwoli.

A gdyby jednak zobaczył, że trafił na taką strongmenkę, co to wszystko chce za niego, to albo postawiłby ją do pionu,
albo spakowałby manatki i pożegnał się szerokim uśmiechem.

Bo męskie w ścisku nie wytrzyma.
Nie pozwoli się wykluczać i umniejszać.
Nie pozwoli mówić o sobie „moje duże dziecko”,
Nie pozwoli się wychowywać, bo wie, że wychowanie już skończone.
Dzieciństwo skończone.
Nie będzie już cycka.
I tak jest najlepiej.

To takie męskie, które zna granice,
rozumie swoją ważność,
dotyka konkretem stabilności i mocy,
otacza opieką i widzeniem, to z czym kobiece przychodzi od siebie.

Partnerzy zawsze stają, jako równi.
Służąc sobie wzajemnie tak,
jak tego potrzebują.
Tym służeniem, wymieniają się szansą,
na domknięcie trudnych ruchów i dynamik.

Twój mężczyzna siedzi na kanapie Tobie w służbie…
Zostawia Cię z ciężarem, Tobie w służbie…
Oddala się także dla Ciebie…
Żebyś przestała wreszcie tę kulę pchać, byle do przodu.
Bo inne w rodzie tak musiały.

Ty na ich pamiątkę zrób piękniej.
Żeby i one, przez Ciebie, odkryły smak…
Lekkości.

Marianna Gierszewska

Uszanowanie domyka

Ciało. 
Wraca. 
Puka.
Przypomina. 
O tych, na których nie chcemy patrzeć. 
O tych, o których nie chcemy myśleć. 
O tych, z którymi było ciężko… 
Ciężko było być…
Albo ciężko było się pożegnać…

Siadają przede mną kobiety w utknięciach. Czasami chodzi o finanse, czasami o związek, o pracę, zdrowie. 
Podają datę, rok, kiedy to wszystko zaczęło się sypać. 

Na czyją to pamiątkę? 
Na czyją cześć?  

Czego i komu, Twoja chora tarczyca nie zdążyła powiedzieć? 

Kogo nie było dane dokochać, że dziś musi boleć serce? 

Jakich łez nie wypłakała woda zatrzymana w organizmie? 

A te wracające stany zapalne… do kogo nie udało się ZAPALIĆ złością właściwą dla danych sytuacji? 

Co i za kogo dźwiga bolący kręgosłup? 

Gdzie w rodzinie był alkohol, o którym przypomina nawracające zapalenie pęcherza? 

Wszystko to, co nieprzeżyte, zostaje. 
Niczym niezamiecione jesienią liście na drodze, zaczyna wilgotnieć i gnić, przynosząc nam szansę, by pochylić się wreszcie nad tą niewygodą. 

My chcemy zapominać. 

„Patrzmy w przód” – podpowiadają nagłówki popularnych magazynów. 

To zapominaj… 
I przyglądaj się jak Twoje serce, ciało…
A czasem serce lub ciało Twojego dziecka…
partnera…
Robi wszystko, żebyś sobie jednak przypomniała…
O tym braku pożegnania. 
Lub o pożegnaniu zbyt krótkim – niewłaściwie nikłym dla wielkości straty. 

Pożegnać się trzeba z dzieciństwem i obrazem o rodzicach idealnych; 
Pożegnać się trzeba z obrazami perfekcyjnego związku, w którym ktoś stanąłby naprzeciwko Ciebie z miłością zgodną mamie lub tacie… 
Pożegnać się trzeba z nienarodzonymi, straconymi, poronionymi dziećmi…
Z partnerami, z którymi z tak wielu różnych przyczyn, nie było dane RAZEM. 
Pożegnać się trzeba z bliskimi, 
Czasami z przyjaciółmi, 
Z pracą, 
Z oczekiwaniami. 

I przed tym pożegnaniem ucieczki nie ma. 
Choć, kiedy wydarza się to co trudne, 
często chcemy odłożyć to na później… 

„Potem się tym zajmę. Dziś nie ma czasu.”

Pożegnanie daje szansę. 
Na uzdrowienie i domknięcie. 
Tych pożegnań do których nie stanęłaś, już nikt za Ciebie dźwigać nie będzie musiał. 

Bo już na nie popatrzyłaś. 
One już mają swoje miejsce. 
Nie muszą bezdomne obijać się od drzwi do drzwi. 
Przynależą. 

To takie paradoksy życia – 

Żeby wyjść z utknięcia, trzeba spojrzeć na to, dlaczego serce nie chce iść dalej…

Żeby żyć, czasami trzeba oswoić myśl o tym, że takie a nie inne życie dobiegło właśnie końca…

Żeby wiedzieć, trzeba spojrzeć na bezsilność niewiedzy…

Żeby iść do mocy serca, do odwagi, trzeba pozwolić sobie stanąć nago przed wszystkimi wstydami, które niesie Twoja dusza…

Zgoda na to, jakie coś jest i o czym mówi,
Pozwala zobaczyć życie większym. 

W zgodzie i szacunku. 

Marianna Gierszewska

Kobiety bez mamy

Nieobecna z różnych przyczyn mama, zostawia w nas, kobietach, wyrwę wielkości meteorytu. To wyrwa o potężnej wadze, bo zagląda aż do zgodności naszego istnienia. 

O tym, że to mama jest symbolicznie pierwszą, która otwiera na nas ciało i serce, pisałam już niejeden raz. 

Więc kiedy tej pierwszej kobiety brakuje, mała dziewczynka zostaje bez tożsamości przynależenia do świata i do tego, co kobiece. 
Bo kobieta swoją tożsamość może odbić jedynie w oczach innej kobiety. Jeśli więc mamy nie ma – wyjechała, zostawiła, odeszła – tym lustrem dla małej, mogą stać się inne kobiety: babcia, ciocia, przyjaciółka rodziny.
I jeśli one otwierają dziewczynkę na to co w kobiecości piękne i lekkie – mają szanse ukształtować w niej jakości, budujące trwały most między nią, a szeroko pojętym: KOBIECYM. 

Taki świat, w którym kobiety wcześniejszych pokoleń, przychodzą jako budulec dla zostawionej przez mamę, jest piękną opowieścią, która niestety nie przytrafia się często… 

… bo babcia w swoich ciężarach: patrząca gdzieś daleko za nienarodzonym dzieckiem, za zmarłym mężem, rodzicami…
…bo ciocia sama w gniewie, od trzech lat walcząca ze zdrowiem… 
… a ta przyjaciółka rodziny? Żeby w ogóle o kobiecości porozmawiać, musiałaby dać sobie odpocząć.
Ale ponieważ jej samej było do mamy daleko, prędzej zarobi się na smierć, niż pozwoli sobie wytchnąć. 

Co więc dzieje się dalej?
Kiedy kobieta sercem nie dociera w ramiona żadnej innej?
Wypisuje się z tej zasranej kobiecości…

A przecież oprócz mamy, przy której zapisało się głębokie wierzenie: „nie zasługuje na miłość”, w tym wszystkim jest jeszcze tata… 

Może to tata, który jest sam. 
A może taki, który znalazł nową miłość. 
Może to tata, który utknął w złości na mamę. 
A może taki, który już kobiety przekreślił raz na zawsze. 
Może taki, który nie przeżył tej straty i rozstania – a teraz z zamkniętym sercem próbuje stworzyć szybko, nową rodzine. 
A może to taki tata, który córkę postawił na miejscu mamy…

I tak każda historia przyniesie inne dynamiki… 

Bo jeśli tata, topi się w złości na mamę (która odeszła, zdradziła, zostawiła): córka stanie się dla niego rodzajem hologramu przypominającego, raz za razem, o „nielojalnej oszustce”. Za cenę przynależności, młoda, będzie więc zmuszona przedzielić się na pół – a tą połówkę z mamy, bez chwili namysłu, wyrzuci do kosza, z dopiskiem:
„ta część mnie była z nielojalnej oszustki”. 
Z odrąbaną połową siebie, taka kobieta będzie kaleką w każdej jednej tworzonej przez siebie relacji – szczególnie w partnerstwie. 
Na co tu patrzymy? Na relacje, w których będziemy się za wczasu odsuwać, w których będziemy czuć się pozostawiane…
w których mimo, zdawałoby się, wielkich chęci – tej bliskości nie będzie, albo będzie, ale tylko na moment wskazując ruch zachłyśnięcia i porzucenia. 
Patrzymy tu również na zamrożoną seksualność (bo ta, żeby kwitnąć, musi iść od tego co żeńskie) i braki orgazmów (bo orgazm idzie z zaufania i przynależności, a ta może manifestować tylko wtedy kiedy przynależymy do CAŁOŚCI RODZICÓW: „mama i tata w nas”) 

A kiedy tata, na puste miejsce po mamie, stawia córkę? Społeczeństwo powiedziałoby, że otwiera drzwi do wspaniałej przyjaźni między ojcem, a córą. 
„My przeciw całemu światu”
„Przez życie w sztamie! Nie potrzebujemy nikogo innego”… 
Tak słodko na długo być jednak nie może, bo jeśli tata stawia córkę jako symboliczną partnerkę, taka córeczka tatusia, do swojego związku nie wyjdzie wcale. 
Albo wyjdzie – a tata nie będzie lubił żadnego kandydata…
Albo wyjdzie… do syneczka mamusi. 
Bo tam miejsca partnerskiego, dla wzrastającej w relacji WZAJEMNOŚCI, nie będzie. 

Kobieta systemowo, może rosnąć tylko wtedy, kiedy przechodząc raz za razem, spod wpływów mamy do taty – zostanie przy tym co od mamy. 
Przy tym co od kobiet. 
To tam znajdzie bliskość i intymność…
Umiejętność bezwysiłkowego dbania o siebie i swoje ciało.
To tam znajdzie soczyste i spokojne zaufanie do mężczyzny…
I dopiero, przy takim źródle kobieta nauczy się dawać i brać. 
Gdzieś pomiędzy harmonią serca a pożądaniem. 
Nie interesownym, ale w intencji przyciągania. 
W tym co możemy: RAZEM. 

Ta, której do mamy było daleko…
Będzie znajdować mężczyzn, których nie ma wcale – odtwarzając w ten sposób traumę pierwotnego porzucenia przez mamę…
Będzie znajdować mężczyzn słabych, nieobecnych… 
Takich, którzy będą wydawać się nadzieją o bliskości, albo takich, których swoim wypracowanym od lat przy tacie męskim,  będzie mogła gnębić … trafiając na tych, którzy sami nigdy przy swoim ojcu nie stanęli. 
To też kobiety, które na kobiecość jako taką, będą wściekłe. 
Bo ta kobiecość będzie zawsze przypomnieniem o porzuceniu i słabości. 
O kłamstwie i odrzuceniu…

Nigdy nie jesteś sama. 
Do relacji ze sobą, 
a potem ze światem, 
wychodzisz z mamą i tatą w sercu. 
Z ich historiami i opowieściami. 
Z rodowymi melodiami, które nie zostały jeszcze zobaczone i uhonorowane. 
Wszystko to, co przychodzi – przychodzi  w złożoności właściwej Twojemu systemowi. 
Dając Ci szanse na przejście przez to, przez co inni, z różnych powodów, przejść wcześniej nie mogli lub nie chcieli. 

Dorosłe kobiece jest i czeka. 
Na Twoją gotowość. 

Marianna Gierszewska

Zgoda duszy kobiety

Z czym byś została, gdybyś wypuściła z rąk zaplanowany projekt siebie, jako kobiety? 
Z czym zostałoby Twoje serce, gdybyś na życie przestała patrzeć jak na wyścig wydolności? 

Od poniedziałku do środy, porwana przez kulturę produktywności, stajesz się metaliczną #bossbitch…
Od czwartku do soboty prowadzi Cię ruch #mumlife, za którym w niedziele goni #selfacare, bo przeczytałaś, że odpoczynek jest przecież równie ważny…
To ten odpoczynek przyniesie Ci żyzną glebę na przyszły tydzień. 
Bo należąc do sfory #womenpower dajesz radę bez gadania, bez dyskusji – za to też warto się poklepać po ramieniu…

Kobiece, w ZEWNĘTRZNIE zbudowanych, sztywnych strukturach, usycha. 
Bo przestaje reagować na NURT… tak wyjątkowy, właściwy i ważny dla każdej z nas. 

Dorosłe kobiece z radością przyzwala na delikatnie muskający, letni wiatr, który ujmuję pasję serca w najodpowiedniejszą dla Ciebie stronę. 

Współbrzmiąc z tym, co w danej chwili żyje w Tobie, nie musi słuchać społecznych instrukcji i przyzwoleń, o rolach które są dla Ciebie ważne. 

Instynkt zintegrowanego kobiecego, czuje sercem, kreuje seksualnością, daje namiętnością i chęcią bycia – nie twardym rozumem. Bo ten zawodzi: wylicza i ocenia, syberyjskim chłodem zagłuszając tlące się żądze serca. 

…Przestań się więc dziwić, że kiedy Twoją duszę porywa kreacja, przychodzi w towarzystwie uskrzydlającej energii seksualnej, która pragnie zasilić jakości Twoich pomysłów. 
Nie walcz z inspiracją płynącą z pasa miednicy – matki naszej kobiecej kreatywności. Wtedy może i sercu uda się podmienić bezwzględną szefową, sukę (#bossbitch) – na coś łagodniejszego, ale przychodzącego z mocą właściwą, tylko Twojemu dorosłemu kobiecemu. 

…Przestań się dziwić, że kiedy magazynujesz gałązki, skupiona na budowaniu gniazda, pochwyci Cię pasja troski o bliskich i o przestrzeń. Przestań się oceniać, odkrywając, że nad garnkiem z zupą odnajdujesz tyle samo namiętności, ile podczas miłości z mężem … w spoconych oddechach upalnej nocy. 

Wtedy na widok internetowych podsumowań: „matka polka”, zaśmiejesz się głośno…
Tak jak sroga zima śmieje się w twarz tym, którzy każdego dnia uparcie mówią: „chciałabym już lato”… tak jak letnia duchota kpi z tych, którzy błagają o chwilę przymrozku… Bo nie rozumieją, że i lato i zima, przychodzi w najwłaściwszym czasie – z właściwych powodów. 

…W trudzie sytuacji i codziennych wyborów odkryjesz wreszcie, że nie musisz już kurczowo trzymać się znanych Ci ciężarów. Nie siłą barków udowodnisz swoją #womenpower … 
Będziesz wiedziała, że w swojej mocy stoisz wtedy, kiedy przyzwalasz na nurty i oddechy życia, nie zaś wtedy kiedy stoisz w udowadnianiu, że podołasz, że UPOR-asz się… trwając, uporem.

Wtedy #selfcare nie będzie czekało do niedzieli. Ono wplecie się w Twoje kobiece bezwysiłkowo, tak jak bezwysiłkowo plecie się warkocz, czy wianek… 

Bo kiedy pochwyci Cię dorosłe kobiece, nie zdziwi Cię, że nie będziesz już musiała outsource’ingować swojej wartości i ceny. Ona wykuje się w sercu, jako ta prawdziwa. Ważna. Trwała.  

Spójrz na obraz swojego kobiecego. 
Jakie jest? 
Płynie w lekkości nurtów dopasowanych do Ciebie… czy w ciasnych, zewnętrznych stelażach rutyn i reżimów? 

Kiedy sercem dotrzesz w ramiona taty, staniesz przy porządku i strukturach. Zaczną żyć W TOBIE zintegrowane
(nie zaś ZEWNĘTRZNIE konstruowane) – przychodząc z przeszywającą mocą serca. 

Kobiety, którym daleko do jakości symbolu taty, często zostają na życie zalane falą niekończących się leków i emocji. 
Oceny, strach przed krytyką, przytłaczające wstydy, zapętlające się myśli, które swoją intensywnością, z czasem zaczynają podduszać … 
W tym zbyt dużym, niezharmonizowanym ciężarze kobiecych emocji, na ratunek lecą struktury. 
Jednak nie te zbudowane w środku – bez przyjęcia taty, zostajemy zależne jedynie od rusztowań zewnętrznych. 

Wtedy przychodzi  kontrola, usystematyzowania i szablony tworzone: 
reżimem pracy, diety, ćwiczeń, planu dnia, aktywności, czy nawet wakacji. 

Rozpoznajesz to? 
Poczuj czy to takie dla Ciebie jest? 
Czy tych emocji było już tak dużo, były już tak wytrącające, że jedyną opcją ratunku było chwycić wszystko za kołnierz. 
W porządek.
W szereg. 

Poczuj jak to w Tobie pracuje? 
I jak to kobiece może w tym oddychać? 
… czy w tych kołnierzach… nie bywa czasem zbyt ciasno? 

Marianna Gierszewska






Nasze Social Media