Pozwolenie sobie na przyjęcie wszystkiego tego o czym marzysz,
wszystkiego tego, czego tak bardzo pragniesz,
zaczyna się od przyjęcia do serca pierwszej kobiety i pierwszego mężczyzny Twojego życia: mamy i taty.
Czym jest przyjęcie?
Jest uznaniem CAŁOŚCI z którą przyszli.
Jest spojrzeniem na jeden jedyny, prawidłowy scenariusz ich darów jako rodziców i ich darów jako ludzi.
Takie to jest.
I takie to było.
A Ty – jako dziecko tej mamy, tego taty – choćbyś nawet i bardzo chciała,
do tych darów nie możesz nic dodać, ani nic od nich odjąć.
Bo to nie jest propozycja równania, które masz rozwiązać.
To jest już dawno obliczony WYNIK, który możesz wziąć, jako wyłączny prawdziwy.
Pretensji do rodziców w społecznych głosach nie brakuje:
„toksyczni”,
„niesamodzielni”,
„żałośni”,
„fatalni”…
A kiedy po oskarżycielskiej wiązance, słyszę : „ja takich błędów, jako rodzic, nie popełniam”, zastanawiam się czy lepiej się śmiać, czy płakać.
Bo dopóki nie uznasz się jako ta mniejsza, względem rodziców…
Dopóki względem nich nie zejdziesz z tak wabiącej drabiny wyższości – twierdząc, jak to Ty potrafisz lepiej –
dopóty, sorry Mariolka, ale życie będzie dawało w dupę.
Większy wobec swojego rodzica – jakikolwiek by ten rodzic nie był –
zawsze zapłaci odpowiednią do przepychania się w kolejce, cenę.
Bo każdy ród jest właśnie taką KOLEJ-ką –
w której Twoja KOLEJ przyszła po tamtych i dzięki tamtym.
Więc kiedy stawiasz się jako ta mądrzejsza, górująca, lepsza…
sypnie Ci zdrowie,
partnerstwo,
macierzyństwo,
praca,
finanse,
przyjaźnie,
relacje,
szczęście…
Bo większym i lepszym, może chcieć być tylko wewnętrznie niedokochane dziecko.
Dorosły nie potrzebuje udowadniać.
Wie, że dzieciństwo się skończyło.
Wie, że świat nie odda za mamę, ani za tatę.
Partner nie spłaci debetu uwagi,
szef nie będzie kochał Cię tylko dlatego, że mrugasz… bo nie jest Twoim rodzicem.
To nie jego rola.
Ci, którzy nie przyjmują rodziców do serca, biją się ze sobą i ze światem.
Chcą tak wielu rzeczy:
bogactwa, rozgłosu, szczęścia, miłości.
Pragną „PIĘKNEGO ŻYCIA”,
bez przyjęcia tego drugiego.
Bo żeby wyjść do pięknego życia,
musisz najpierw w podzięce to życie wziąć…
Od kogo?
A tak Mariolka! –
Od rodziców!
Tu też Ci się może zdawać, że zrobiłabyś to lepiej.
Napewno lepiej byś się poczęła, urodziła i wychowała…
wiadomo, że Ty wszystko lepiej.
A jednak … sama nie mogłaś.
Mogli tylko oni.
I tylko w takiej konstelacji, jaką zastałaś.
To życie, to czasami jedyny dar, jaki możesz wziąć od rodziców.
Bo rodziców mamy różnych.
I niech będzie.
Biorąc to życie, tych rodziców i te okoliczności, rozpuszczasz to co trudne.
I nie musisz już się ze światem szarpać,
tak jak w sercu się szarpiesz z tą mamą i tatą.
Ci, którzy nie przyjęli rodziców do serca,
mają wieczne pretensje i roszczenia w stosunku do świata.
Wszyscy dają za mało,
wszyscy nie dość rozumieją,
nie dość chwalą,
nie dość płacą…
Według takich ludzi, świat ogólnie jest miejscem, gdzie tego szczęścia mało.
Miłości też nie starcza.
O sukces też trzeba się bić.
Ci, którzy nie spojrzeli na swoich rodziców z wdzięcznością,
krzyczą głośno:
„NIE DAJECIE I NIE DOCENIACIE! ZMIEŃCIE SIĘ WRESZCIE WSZYSCY!”
Ale to nie świat ma się tak naprawdę zmienić…
To nie o niego chodzi.
Chodzi o mamę i tatę,
którzy nie byli, jak mieli być.
Nie byli, tak jak tego oczekiwałaś.
Nikt Ci ZA kogoś nie da.
Rodzice przyszli, z wynikiem tego kim byli i co mieli.
A cała reszta?
Gdybyś żyła w zamku, na stercie pączków i faworków, pewnie nigdy byś się z tego pałacu nie wyniosła.
Bo nie da się mieć wszystkiego i dorosnąć.
To potwierdza każda bajka.
Siostry Kopciuszka miały wszystko…
Tak to tu zostawimy.
Pięknego dorastania!
Marianna Gierszewska