O martwieniu się myślimy z dozą łaskawości.
„Wyraz troski”;
„Obraz czułości”
„Przejaw empatii”…
Ja powiem przekornie.
Żadne z wyżej wymienionych.
Bo i troska i czułość i empatia ma w intencji skupianie energii na poczet drugiego – martwienie się natomiast te energie wykrada.
W najbardziej samolubny sposób.
„Martwię się o Ciebie”…
To nie tak.
Martwisz się DLA SIEBIE.
Bo tego rodzaju udręczanie przed widownią, ustawia reflektory na Ciebie.
I tak ta wcześniej wspomniana troska, czułość i empatia nie lądują przy tym, który rzeczywiście tego potrzebuje, ale przy gromadce zasępiałych, zatroskanych chórów.
Stałaś się aktywną częścią tego dramatu.
Stałaś się współwłaścicielką trudów.
I najczęściej, jest to rola bardzo wygodna – szczególnie dla tych, którzy łakną uwagi.
Bo Twoje głośne „MARTWIĘ SIĘ O NIEGO”, przynosi szansę, że ktoś zapyta: „jak Ty to znosisz?” / „jak Ty dajesz radę? / „ależ masz przez niego zszargane nerwy”.
Bajka o Kopciuszku zmienia rolę główną.
Kopciuszek idzie w odstawkę.
Bajka będzie o tej dyni, co to się zamieniła w karocę.
Bo dynia też kurka wodna chce być ważna.
Gdybyśmy przestali gloryfikować umartwianie się za kogoś, zobaczylibyśmy wyraźnie ile takim lamentowaniem przynosimy ciężkiego: i sobie i tej drugiej stronie.
Zmartwienie cementuje nogi.
Odbierając drugiej stronie siłę i godność w przechodzeniu przez to co trudne, częstokroć zatrzymuje przed działaniem w ogóle.
Wywrotnie, rzadko również ma cokolwiek wspólnego z tym o kogo się martwimy.
Ma za to wiele wspólnego z nami samymi…
I – jak wspomniałam wcześniej –
z szukaniem uwagi w sytuacjach trudnych.
Bo może kiedyś, mama / tata, patrzyli na Ciebie tylko wtedy, kiedy było ciężko…
Może zwracali uwagę tylko wtedy, kiedy musieli się o Ciebie martwić…
I tylko tym przynoszeniem zmartwień – chorobą, rozciętą głową, czy wezwaniem do dyrektora – budziłaś ich uwagę.
Z takim skryptem, zawsze będziesz czuła, że to co trudne, przynosi zainteresowanie.
Więc do tych trudów będzie Cię pchało.
W nich będziesz czuła, że żyjesz!
Może tata pił, a mama pozostawała przy tym ojcu, w niekończącym się zmartwieniu …
Więc tak teraz znajomy smak trosk, będzie Ci pozwalał choć na chwilę, znów, stanąć sercem bliżej tej mamy i tego taty.
A może babcia, w trakcie trwającej wojny, walczyła o życie swoje i potomstwa na Syberii. W zimnie i głodzie.
I tak teraz Ty, zmartwieniem się karmisz…
Uwikłana, na cześć tej babci.
Martwisz się dziś tak, jak ona martwiła się wtedy.
Na jej pamiątkę…
Pragniesz przyjść jako wsparcie?
Wystarczy, że się stawisz.
Wystarczy, że nie zdezerterujesz, że zapytasz o potrzeby.
Prawdziwa pomoc zaczyna się w lekkiej intencji i w zaufaniu do siły drugiego.
Wsparcie wierzy w życie, nie zaś w to co (u)MARTW(ion)E.
Marianna Gierszewska