Rezerwuar mocy.
Magazyn siły, witalności, przyjemności, stawania się…
Na ile wolno mi z tego korzystać?
Czym przykryta jest moja seksualność?
A może ona nigdy nawet nie została odkryta?
Nieodkryta przede mną,
ani przed światem.
Jakie jest moje ciało?
I czy ono w ogóle jest moje?
A może zostało, jako własność rodziców…
którzy dawali w pupę klapsy?
Lub jako własność rówieśników…
którzy wyśmiewali i popychali na korytarzu?
Ciało to wstyd, czy bezwstydność?
Dużo w tym ciele czy mało?
Głodna jestem przyjemności, czy nią przejedzona?
Męskie.
W docenieniu, czy w pogardzie?
… na pamiątkę mamy, babci, które do mężczyzny nie mogły.
Tam obok zagotowanego ciała,
skrzepy wkurwu w gardlei
„NIE” dla życia.
„NIE” dla więcej.
„NIE” dla razem.
JA SAMA!
Sama sobie stworze rodzine!
Sama sobie dam dziecko!
Sama sobie dam orgazm!
Sama sobie dom zbuduje!
Niedźwiedzia zabije…
A potem umrę.
„NIE” dla RAZEM, to „NIE” dla życia.
Bo tylko w synergii, można dać potencjał istnieniu.
Czy widzę się jako kobietę?
A może mam na tą wewnętrzną kobietę jakiś plan?
Co tu odtwarzam?
„Bierz mnie…”
„Chciej mnie…”
„Doceń mnie…”
„Kochaj mnie…”
„Nie dotykaj mnie…”
„Zauważ mnie…”
O co proszę?
Czego wymagam?
Z jakim kobiecym spotykam się w sercu?
Jakie kobiece przedstawiam innym?
Spójne to?
Harmonijne?
Czy utkane z fałszu o własnym „ja”?
Seks „się przytrafia”,
czy tworzymy intymność?
Jakie to inne…
Choć i jedno i drugie można nazwać zbliżeniem.
Moje ciało przechowuje wiele.
Moje serce także pamięta.
I to co z dzieciństwa,
i to co pokoleniowe.
Wszystkie kobiety z mojej rodziny –
– te, które męskiemu ufać nie mogły
– te, które zostały zdradzone
– te, które poroniły
– te, które niosły za dwoje
– te, które dosyć miały życia
– te, które bały się oprawców
– te, które dotyk traktowały jak obowiązek
– te, które nigdy nie rozpoznały swojego ciała…
Wszystko to we mnie.
Wszystko to widać.
Mówi moje życie.
I to – na ile mi wolno?
Jak mi wolno?