x

Niewinność jest fantazją dziecka

Chcemy stawiać granice, ale tak, żeby przypadkiem nie dotknąć swojej agresji. 

Chcemy być szczere wobec własnych emocji, ale tylko wtedy, kiedy chodzi o radość, ekscytacje i zauroczenie. 

Chcemy kryzysów i wzrastania w związkach , ale tylko wtedy, kiedy te kryzysy i zatory możemy jednoznacznie zwalić na drugą stronę. 

Chcemy żyć w odwadze, ale tylko wtedy, kiedy będziemy mieli pewność, że przy tej odwadze nie stoi przypadkiem wstyd. 

Chcemy sukcesu, ale tylko wtedy, kiedy na pewno ominiemy porażkę. 

Chcemy nazywać się „ludźmi świadomymi”, ale szlag nas strzela, kiedy po raz kolejny słyszymy o tym wewnętrznym dziecku, o mamie o tacie…
„Przecież ja mam wewnętrzne dziecko kuźwa przerobione! Z mamą mam kontakt jaki mam. Ojciec? Szkoda gadać, ale to nie ma nic do rzeczy” … 

Chcemy niewinnie. Po cichu. Z uśmiechem. Wygodnie. Bez konieczności konfrontowania się z agresją, wstydem, brzydotą, cieniem, poczuciem wyłamania i odpowiedzialnością. 

Rozkochujemy się w wyobrażeniach, bo takie idee niewinność kochają.
To takie idee, które tworzą piękne scenariusze o granicach stawianych bez słów, o emocjach oglądanych przez okulary, o związkach, w których bąki pachną bzem, o szefach, którzy jasno widzą nasze naturalne potencjały i o rodzinnym systemie, który tak naprawdę wcale nie ma na nas wpływu … bo „wszystko i tak jest kwestią pozytywnego nastawienia”.

…Kiedy dochodzimy do ściany w realizacji tych wspaniałych wyobrażeń, okazuje się, że jedyną drogą jest odpuścić niewinność. 
Bo niewinne może pozostać tylko dziecko. 
Świadomy swojej mocy, działający dorosły, będzie się musiał złapać za rękę z konsekwencjami, powiązaniami, odpowiedzialnością i wstydem. 
Inaczej się nie da…
Inaczej, to życie o którym myślisz, pozostanie tylko w kosmicznej przestrzeni planu. 

Granice, bez zintegrowanej agresji, zaprowadzą Cię w dwa miejsca:
w zdeformowaną tłumieniem przemoc, lub zagotowaną w środku ciała chorobę. 

Brak szczerości wobec własnych emocji, stworzy Twojego awatara, który będzie wklejał się w opinie i oczekiwania innych. 

„Jego wina!” … Palcem na wszystkich dookoła może wskazywać tylko ten, który siedzi w krzesełku do karmienia. 
To nie Ty? To przyjrzyj się co ten partner, ten związek Ci pokazuje …
O co Cię prosi? …
O co błaga Cię już po raz kolejny? 
Jak sobie w tym byciu służycie? 
Za kogo sobie stoicie? 

Odwaga? Bez wstydu, wrażliwości i ryzyka, jest tak nierealna, jak dinozaury w Puszczy Białowieskiej. Wizja brzmi całkiem ciekawie, ale to się po prostu nie wydarzy. Bo odwaga dzięki niepewnościom istnieje. Jej energia drga dzięki ognistemu sercu złapanemu za rękę z prawdą. A ta grzecznie ułożona nie jest…

Sukces, uprawia miłość z porażką, a świadomość przytula się z drogą Twojego rodu. 
Z mamą
Z tatą. 
Z Twoim porodem. 
Z poczęciem. 
Z wielopokoleniowym dynamikami, które grają w Tobie swoje własne melodie. 
Te najpiękniejsze i te najtrudniejsze. 
Stawiając Cię do takich a nie innych ścieżek, związków, relacji, prac i chorób. 

Ostatnio usłyszałam prośbę: „chciałabym popracować nad bliskością, ale możemy w to nie mieszać ani mamy ani taty?”.
„Szczerze? Nie da się” – odpowiedziałam. 

Bo Twoja bliskość do siebie i świata, zaczyna się od historii intymności rodziców. A opowieść ich historii, jest wielogłosem tych, którzy byli tu przed nimi. 
Potem jest poród… Jaki on był? 
Jaki był dla mamy, więc i jaki był dla  Ciebie? 
Gdzie wtedy był tata? 
Obok mamy, czy gdzieś daleko? 
Dalej ciało, pierś. Karmienie. 
Pierwotna droga miłości. 
Zgadza się. Wciąż mówimy o bliskości… a to wciąż za mało, by pokazać Ci całą złożoność tego tematu. 

Sama chyba rozumiesz, że tu się niewinnie nie da. W odcięciu od faktów i materii się nie da. Latające anioły nadziei na lepsze jutro, są oderwane od sfery działania. 

A sfera działania, to w symbolice tata.
Odpowiedzialność, to tata. 

I bez niej się nie da. Bo nieważne co o niej myślimy – z nią jest tak jak z grawitacją – istnieje, czy tego chcemy czy nie. 
Każda nasza decyzja, jest jak kamyk wrzucony do strumienia: zmienia… więcej, mniej, ale zawsze. 

Wiec nie uciekaj od prawdy – czasem brudnej i lepkiej. Nie uciekaj od bólu i wstydu. Bo życie w pełni wydarza się w miłym, niemiłym, ładnym i brzydkim. I kiedy sama ze sobą zdecydujesz, że interesuje Cię dorosłość – która czasem mówi „kurcze pieczone”, a czasem głośne „kurwa mać” – staniesz do życia, które przychodzi jako suma potencjałów i trudów, zamienionych w Twój własny system mocy. 

Marianna Gierszewska

Ślepa miłość

Idzie zawsze z ruchu: „ja za Ciebie”, „ja z miłości do Ciebie” – 
I burząc równowagę systemu – wraca z konsekwencjami. 

W mojej pracy z kobietami, bardzo często wychodzi temat mamy …
Bo mama pracuje w nas na bardzo wielu poziomach. 

I kiedy pytam, jak w trzech słowach opisałabyś swoją mamę, pojawiają się przymiotniki takie jak:
„smutna”,
„sama”,
„w jakimś żalu”,
„wiecznie potrzebująca”,
„zła”,
„bardzo samotna”, 
„niepoważna”,
„dziecinna”

Czy Ty możesz żyć w szczęściu, kiedy Twoja mama żyje w bólu?
Czy możesz pobierać z pełni, kiedy Twoja mama utknęła w żalu?
Czy wolno Ci do partnerstwa, kiedy Twoja mama jest sama? 
Czy wolno Ci do seksu, kiedy ona nie ma go od lat? 

Ślepa miłość nie pozwala. 
Z tej ślepej miłości, tak wiele kobiet, ląduje – dokładnie tak jak ich mama – w złości, w żalu, w cierpieniu i samotności.

Dlaczego?
ŻEBY ZBLIŻYĆ SIĘ DO MAMY…

To ruch mówiący: „mamo, ja z miłości do ciebie”, „mamo, ja taka jak Ty” – 
To tak zwana miłość nieświadoma. Która za wszelką cenę, pragnie odciążyć naszego rodzica. 

Skąd tu zaburzona równowaga? 
Ponieważ w hierarchii systemu rodzinnego, dziecko jest ZAWSZE niżej niż rodzic
(bo na świat przyszło po nim, z niego). 
I ponieważ jest niżej niż rodzic – nie jest w stanie go odciążyć.
A zawsze, kiedy będzie próbowało – będzie płaciło najwyższą cenę – własnego szczęścia. 

Dziecko, próbujące w jakikolwiek sposób odciążyć rodzica, staje w relacji na krzyż – zamienia rolę, stając się rodzicem swojego rodzica. Wtedy główne konsekwencje są dwie: 
– zburzony szacunek dziecko – rodzic (wejście w schemat parentyfikacji)
– brak możliwości bycia rodzicem dla swoich dzieci (bo przecież rodzicem już jesteś – swojego rodzica!) 

Kiedy próbujemy odciążyć rodzica, nie odciążamy nikogo. 
Rodzicowi zabieramy siłę, do poradzenia sobie z własnym tematem, 
A same ponosimy konsekwencję stawania nad rodzicem – jako jego rodzic. 

Wszystko co tu czytasz może w Tobie wywołać bunt. W gruncie rzeczy wcale by mnie to nie zdziwiło.
W końcu ślepa miłość, to temat niezwykle gloryfikowany w dzisiejszym społeczeństwie:
„Och, jaka wspaniała, pomocna córka”,
„Jakie wspierające dzieci”, 
„O, dzieci pomogły Ci spłacić długi”,
„Jak cudownie, że córka Cię zabrała na odwyk” … 

Pracuję z takimi „cudownymi córkami”, które nie stoją przy swoim partnerstwie, przy pięknych relacjach, przy sukcesie, pieniądzach, spełnieniu, szczęściu…
To „cudowne córki” które nie spotkają tych jakości, dopóki nie staną we właściwym dla siebie (jako dziecka swojego rodzica) miejscu. 

Dziecko jest za małe na ciężary swojego rodzica! 

Przyczepmy się tego długu … 
Kiedy spłacasz za rodzica dług, stajesz w miejscu rodzica. 
Społeczeństwo, owszem, przyklaśnie … a Ty będziesz czuła zmęczenie, wstyd i wkurw. 
(- lub jeśli stoisz mamie za partnera: poczucie obowiązku, bo ktoś w końcu „musi ratować rodzinę”)

I tu wracamy do początku tekstu. 

Bo kiedy słyszę ocenę:„Moja mama jest potrzebująca”,„Moja mama jest samotna” – to już wiadomo, że córka nie stoi na miejscu córki … Gdyby stała, nie pozwoliłaby sobie na taką ocenę mamy. Bo miałaby zaufanie do tego, że ta MAMA, jako osoba DOROSŁA, znajdzie takie czy inne narzędzia, by poradzić sobie z własnymi problemami, czy z samotnością. A jeśli nie? Miałaby SZACUNEK do jej wyborów. Do świadomych decyzji jej duszy i historii. 

Kiedy jako dziecko, lecisz na ratunek – dajesz sobie prawo do oceny („moja mama jest samotna, więc muszę jej pomóc”).
Dajesz sobie prawo, bo czujesz się wplątana w jakiś bałagan.
I próbując go dźwignąć za mamę – nie masz już siły. 
Ale nie odpuszczasz …. Bo właśnie tak działa ŚLEPA MIŁOŚĆ. 

Jak stoisz względem swojego rodzica? 
Jak na niego patrzysz? 
Czy czujesz się większa i mądrzejsza niż on? 

Weź sobie głęboki oddech i popatrz, co z miłości, dźwiga Twoje serce.

Marianna Gierszewska

Desperackie pragnienie komfortu

Żyjemy w desperackim czasie pragnienia komfortu. Chcemy za wszelką cenę, chcemy szybciej, chcemy ponad swoje siły, ponad określony w naszym życiu czas. 
Myślimy, że „więcej”, zapełni „mniej”, że jeśli gdzieś będziemy się nachapywać, 
może uda się zalepić głód z innego miejsca. 

Pusty żołądek nie najada się pełną buzią. 
Puste serce, nie najada się pełną głową. 

Żyjemy w czasie wygodnych prawd. Lubię na to mówić pół – prawdki. 
Takie pół – prawdki znajduje na social mediach … 
W wierzeniach o rzeczywistości spotykanych przeze mnie na warsztatach kobiet … 
W opiniach i przekonaniach społeczeństwa … 

Bo wygoda kusi. 
Zostawia z przyjemnym poczuciem, że może wszystko jakoś samo się rozwiąże. 
Że może na dobrą sprawę, my nie musimy robić nic. 
Takie już jest życie, taki jest los … 

Pół – prawdki na social mediach, mają jedno, bardzo konkretne zadanie:
powiedzieć coś mądrego, ale i dogodnego jednocześnie. Powiedzieć coś co zdefiniujemy jako „głębokie”, ale znów nie ZA głębokie, żeby ludzie się nie przestraszyli. Żeby klikało się tak, jak było zaplanowane. To wygodne prawdy, które podpowiadają jak:
„uspokoić się w 3 krokach”,
„jak kłócić się mądrze w pięciu”, 
„jak odnaleźć wewnętrzny spokój w 10 min”,
„jak skutecznie zmotywować się do pracy”, 
lub jak „radzić sobie z trudnymi emocjami” …

Ponieważ nikt nie sugeruje odwijania przyczyn, szukania blokad, zastojów i zatrzaskujących Cię wierzeń – bierzesz taką wygodną pół-prawdkę, bo przecież – jak wspominałam wcześniej: komfort i sterylność emocjonalna to znak rozpoznawalny naszych czasów… 
I dalej, tą pół – prawdkę wklejasz w swoje życie. Starasz się więc skorzystać z podanych pięciu rad, na mądre kłócenie: 
– stawiasz na jasną komunikację
– nie obwiniasz, mówiąc jedynie o swoich uczuciach i doświadczeniach 
– słuchasz i pozostajesz otwarta na drugą stronę
– kiedy czujesz, że zaczynasz się gotować, prosisz o przestrzeń i chwilę dla siebie
– szukasz wspólnego punktu widzenia, który umocniłby Wasze: RAZEM

Ale kiedy okazuje się, że to wciąż nie działa, mówisz: 
Bo on jest … 
Bo nasz związek jest … 
Bo w naszym przypadku to … 
Bo on mnie nie … 

Potem innym powtarzasz, że próbowałaś, ale niestety – „u Was tak łatwo się nie da, bo …”

Zostaje więc tak jak jest. Między Tobą a nim. Między Tobą a nią. 
Bo według wygodnej prawdy, zrobiłaś już wszystko. 
Według wygodnej prawdy, to wina pecha, losu i złego partnera. 
Według wygodnej prawdy nie masz wpływu na nic. 

Dotarcie do autentycznych odpowiedzi, zawsze wymaga pracy. Nie sterylnej, nie schludnej, nie higienicznej i wyjałowionej, ale w błocie, łzach, smarkach i piachu. Taka praca na prawdzie zawsze zada niewygodne pytania i bolesne znaki zapytania.

Bo prawda nie lubi komfortu. 
Ona w komforcie zamiera. 
Prawda lubi cień. 
Nie żywi się pierdzącą, różową tęczą. 
Na niej pasie się pół – prawdka. 

Więc zamiast przepychania szybkich rozwiązań, których niepomyślność zawsze zostanie uzasadniona i zepchnięta na coś lub na kogoś, przysiądź szczerze do zmiany. Zamiast nietrwałych skrótów, których niefortunnym zadaniem jest uleczyć smutny związek i kłótnie, zacznij pracę, która zaczyna się od pytań: 
Jak się w tym partnerstwie nawzajem widzicie? Jak się traktujecie? 
Jaką relację tworzyli Twoi rodzice? Na jaką patrzyłaś jako dziecko? 
Jak się mają związki w Twoim rodzie? Dużo tam przekraczanych granic? Dużo niezrozumienia? 
Co przeżyły kobiety w Twoim systemie? 
Niesiesz w sobie ich pokoleniowy gniew do mężczyzn, których kiedyś nie było, którzy zdradzili, zostawili, odeszli? …
Jak się masz z mamą? Jak Ci przy tacie? 
Jak się masz ze swoją kobiecością i seksualnością? 
Jak się masz ze swoim ciałem i spełnieniem? … 

Tak zaczynasz widzieć prawdę. 
„Jak mogłoby być”, zamieniasz na „jak jest”. 
Bo dopiero, kiedy pożegnasz iluzję, dotrzesz do źródła. 

Jaka jest Twoja wygodna prawda? 

Że po ślubie kończy się sielanka w związku?
Że pracy to nie trzeba lubić, bo praca ma dawać przede wszystkim stabilne wynagrodzenie?
Że na porządne pieniądze, trzeba się zaharować?
Że wszyscy mężczyźni są tacy sami, bo każdy Cię zdradził?
Że świat jest niesprawiedliwy i dlatego nie masz dobrego partnerstwa? 
Że wisi nad Tobą klątwa i dlatego znowu zachorowałaś? 
Że kobiety mają gorzej i dlatego jesteś niedoceniana w pracy? 
Że żadna para nie jest idealna i dlatego nad związkiem nie pracujecie?

Wygodne prawdy usprawiedliwiają, wytrącając Ci z rąk odpowiedzialność za własne życie. 
I dopóki tych pół – prawdek nie rozbroisz, dopóty będą przewodnimi kompasami Twojej rzeczywistości. 

Zasługujesz na zdrowie, piękne partnerstwo, miłość, wspaniałe macierzyństwo, bogactwo i spełnienie w pracy. Zasługujesz na swoją pełnie. Zasługujesz na szczęście. Zasługujesz na domknięcie starych schematów i nie Twoich ciężarów, które być może – na swoich plecach nosisz już od pokoleń. 

Zasługujesz na prawdę. 
Bezkompromisową.
Czasami trudną i bolesną. 
Ale prawdę. 
Bo tam, gdzie prawda, tam zaczyna się droga do zmiany. 
Pół – prawdka niespełnionego życia Ci nie zmieni. 
Ona je jedynie przypudruje. 

Marianna Gierszewska

Prawda piękna

Może to jej urok, ale tylko w towarzystwie maskary. Boginią miłości, staje się dopiero przy ogolonych nogach. Pełna życia i blasku przychodzę z odpowiednim kremem. A to wszystko w przeświadczeniu, że jestem tego warta, bo przecież jestem godna bycia piękną …

Opakowuję się więc w modne ubrania, obkładam się najlepszej jakości kosmetykami, kleje rozmaite doczepki i dodatki, robię dobrze oświetloną fotę, a na nią nakładam filtr. Po co filtr? 

Bo pomimo wszystkich zabiegów, wciąż widać, że jestem tylko człowiekiem, a ja chcę być kimś więcej. Chcę być pięknem. 

Najsmutniejszy jest moment po. Kiedy zdjęcie już zrobione, a uśmiech z twarzy wymazany. 

To chwila, w której okazuję się, że atrakcyjność była tylko przebłyskiem, a Ty zostałaś z tym samym, gorzkim uczuciem prawdy. Uczuciem, że i tak jesteś niewarta. 

Ta historia zaczyna się w łazience – dziesięć, piętnaście, może dwadzieścia lat wcześniej. Zaczyna się przy mamie, która z obrzydzeniem łapie się za swój brzuch, ciągnąc fałdy skóry. Potem brutalnie zaciska udo, żeby zlokalizować ilości i miejsca cellulitu. Na koniec, jej ręce, niby złote nici, popychają linię włosów przy skroniach do tyłu, pokazując jak wyglądałaby jej lepsza rzeczywistość. Rzeczywistość, która na twarzy nie ma wypisane nic. Młoda dziewczynka graweruje w sercu, najważniejszą informację o sobie: „Ja też chcę być piękna”. 

Piękna, czyli jaka? Wolna? Świadoma? Ukochująca siebie? Prawdziwa? 

Nie. Piękna, czyli z marzeniem o życiu i byciu bez skaz. Wiecznie jednak niezadowolona i zawiedziona, bo nigdy jakoś nie dość… 

Od najmłodszych lat, łapiemy dokładny kontekst siebie i swojego ciała. Porównujemy, podpatrujemy, oceniamy i krytykujemy w ten sam sposób, jaki widzimy u naszych rodziców i w mediach. 

Wraz z trafieniem w nowe, szkolne środowisko, te wszystkie – zdawałoby się – niewinne kompleksy i niepewności, ugruntowują się i utwardzają w opinii grupy. 

Jesteśmy w grze: od tego momentu, aż do końca naszego życia, będziemy ścigać się z wyidealizowanym, wciąż zmieniającym się standardem piękna. 

Na poziomie gry, który proponuje dzisiejszy świat, gonisz więc za szczupłą twarzą, delikatnie zdefiniowaną linią żuchwy, małym nosem, dużymi ustami, gładką cerą, wieczną młodością, idealnie jędrnym ciałem, brakiem blizn i cellulitu. Gonisz za figurą klepsydry, płaskim brzuchem, pełnymi piersiami, biodrami i pośladkami. Witaj w aktualnie pożądanej definicji piękna. 

Kobiety kolektywnie wyszły ze swoich ciał, by wejść do głowy otoczenia. Staramy się rozczytywać myśli tłumu. Chcemy przejrzeć co o nas sądzą inni i jak mogłybyśmy się na podstawie tych osądów zmienić? Pragniemy być lepszym doświadczeniem. Doświadczeniem milszym, ładniejszym, gładszym, smuklejszym, cichszym, grzeczniejszym. Wierząc bezgranicznie, że określa nas zdanie drugiego, ładujemy się w ramy i stelaże, które krępują ruchy, cele, wizje, szczęście i marzenia. 

Czekamy na swoje określenie: ładna, brzydka, duża, głośna, seksowna, dziwna, nieśmiała?

Taki opis chowamy do kieszeni spodni, przyjmując go jako jasną i jedyną prawdę o sobie. 

Szukasz piękna? Zwolnij jury, które zatrudniłaś do codziennej oceny siebie. Bo to za czym gonisz, jest tylko trendem. Modą. Ciekawostką. To, za co dziś walczysz na śmierć i życie, jutro okaże się przestarzałe i nieaktualne. A kiedy przedrzesz tą listę spisu norm i kanonów, zostaniesz Ty. 

Dokładnie taka, jaka jesteś dziś. Idealna w swojej nieperfekcyjności. Prawdziwa, szczera, żywa. 

Zostanie Twoje zmęczenie i blizny, trądzik i cellulit, krągłości i drugi podbródek, rozciągnięta skóra i znamiona … Zostanie radość i doświadczenia, Twoja wdzięczność i niepowtarzalność opowieści, zmarszczki szczęścia i płaczu, dotyk miłości i bliskości … Zobaczysz siebie, taką jaką jesteś. 

Najlepszą, ze wszystkich możliwych – jedyną. Nie szukaj więc bezbłędności – szukaj siebie. Nie doskonałości, ale człowieczeństwa. Moda na piękno jest ułudą i choć kusi – nie leży w zasięgu naszego doświadczenia. Jesteś ważniejsza niż odgórnie stworzone przykazania. Twoja opowieść, niesie blask, większy niż wszystkie definicje tego świata. Niech Twoją religią, stanie się po prostu autentyczność.

Marianna Gierszewska






Nasze Social Media