Trauma.
Ma swój początek, środek i koniec.
Jest w tym bardzo precyzyjna.
I tylko przechodząc taką właśnie drogę, ma szansę się dokończyć, domknąć.
I psychicznie i fizycznie.
Kiedy w odpowiedzi na zagrożenie – jakiekolwiek by ono nie było – mamy szansę zareagować, po czasie zaczniemy odzyskiwać równowagę i wracać do siebie.
Jeśli jednak zareagować nie możemy…
Nie potrafimy…
Mózg zaczyna się gubić.
On wciąż generuje substancje chemiczne przypisane reakcji stresowej – jednak jego wołania o nasze reakcje pozostają bez odpowiedzi.
Witamy niedomkniętą traumę.
Miejsce, w którym świata doświadczamy w zupełnie nowy sposób.
Ze zmienionym już układem nerwowym.
Nagle, nasze ciało migdałowate – prywatny sensor niebezpieczeństwa – zaczyna zawodzić przygotowując Cię do walki lub ucieczki, w sytuacjach, które wcale niebezpieczne nie są.
Nagle, kora przedczołowa – odpowiedzialna za empatię, zdolność analizy myśli, uczuć, emocji – wtóruje w błędnej interpretacji tych wydarzeń.
I tak dźwięk przypadkowo rozbitego talerza, potrafi wrócić nas emocjonalnością do wrzasków między rodzicami, gdzie w ruch szła cała zastawa…
I tak spojrzenie mężczyzny, potrafi wrócić nas emocjonalnością do sytuacji gdzie mama zostawiała z wujkiem, który dotykał…
I tak przeziębienie męża, potrafi wrócić nas emocjonalnością do sytuacji, gdzie tata walczył z nowotworem…
To właśnie hologramy, o których piszę tu często.
Filtry, które na świat każą patrzeć w ten, a nie inny sposób.
I jeśli do naszych doświadczeń, dodamy jeszcze wszystko to, co gra w nas pokoleniowo (traumy transgeneracyjne), z łatwością zobaczymy, że nasze reakcje DZIŚ, łączą się z ich żywymi i zduszonymi reakcjami, WTEDY.
Niedomknięta trauma rozkrusza serce… jego kawałeczki zostawiając w miejscu trudnego dla nas zdarzenia.
To dlatego właśnie nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie tak żywo wspominają czasy okołowojenne i czasy komuny.
Bo tyle ich utknęło tam właśnie.
Niedomknięta trauma nie pozwala budować życia – w teraźniejszości.
Trzyma gdzieś z tyłu.
W tamtych odczuciach i tamtych stratach.
A my… dzieci, wnuki i prawnuki, dla tych „porwanych” przez traumę przodków, domykamy to co trudne, sobą… dziś.
Robimy to własnymi historiami,
tęsknotami,
stratami…
Odtwarzamy ciężary, jak kasetę w magnetofonie.
Takie to jest.
Nie magiczne, bo żadna to magia.
To nauka.
I obserwacja.
Jakie filtry zauważasz u siebie?
Jakie emocje odpalają się i kiedy?
Czujność.
Tu potrzebna czujność.
A potem gotowość, na zmiany.
Każdy za siebie.
I każdy w swoim tempie.
Na dziś, wspaniałości 🧡
••••••••