kursy online
dowiedz się więcej12 września, 2021
Czasami jako dzieci czujemy się lepsi.
Patrzymy na rodziców z góry.
Pozwalamy sobie kwitować ich decyzje, wierzenia, poglądy, zachowania…
Stajemy jako więksi tym mocniej, im mocniej tego rodzica oceniamy:
„Nieporadny”;
„Roztrzepany”;
„Głupawy”;
„Bezmyślny”;
„Naiwny”;
„Zdziecinniały”.
A na te oceny z kolei pozwalamy sobie tylko wtedy, kiedy uważamy, że moglibyśmy tego rodzica „ulepszyć”.
Ulepszyć nie tylko jako człowieka – dziś, ale przede wszystkim, jako rodzica – z wtedy.
„Przecież muszę pomagać. Kto jak nie ja?”
Najczęściej jednak rodzic wcale o tę pomoc nie prosi. To dziecko jedynie, czuje się na tyle „bardziej kompetentne życiowo”, że wpycha się przed kolejkę w hierarchii systemu.
Wpycha się przed KOLEJ-kę, czyli stawia się wyżej niż Ci, którzy byli tu przed nim.
Ubiera wysokie obcasy do mamy i taty.
To obcasy zbyt strome dla dziecka.
Zawsze bowiem, kiedy mała czuje się lepsza od rodzica, zapłaci za to cenę.
Stając wyżej od rodziców, wiążemy się z ciężarami dwojako:
a) odbieramy mamie/tacie moc i siłę do poradzenia sobie z własnym losem
b) bierzemy na siebie ciężary rodzica, za którym jesteśmy w ruchu ratowania
Przejmując na siebie to co należy do mamy / taty, brutalnie burzymy porządek pokoju rodziny.
Należąc do młodszej klasy, a sięgając uparcie do tego, co „starszaków”, skazujemy się na niepowodzenie.
Tym niepowodzeniem staje się zasiany nie nasz ciężar, który zaczyna dociskać wielkością adekwatną do starszego pokolenia (rodzica).
I tak na warsztatach spotykam kobiety, które zajmując się w pojedynkę ciężko chorą mamą, zaczynają chorować same…
One z miłości za mamę, z tej chęci pomocy idą w ruch ku śmierci („mamo, ja tak jak Ty”).
Czy taki ruch rzeczywiście tę mamę odciąża? Nigdy.
Teraz los mamy niesie już nie tylko mama – do której ten los przypisany. Teraz niesie go także córka.
Płacąc za to zdrowiem i chęcią do życia.
Na warsztatach spotykam kobiety, które spłacając za tatę długi, zaczynają tracić parę we własnym biznesie… tracą pracę… przyglądają się coraz mniej chętnie płynącym do nich finansom.
Na warsztatach spotykam kobiety, które pocieszając mamę w samotności – bo ojciec odszedł lata temu – gdzieś z tyłu zostawiają własne związki, małżeństwo i relacje.
Im do własnego partnerstwa już niebezpiecznie daleko…. symbolicznie, łapiąc opuszczoną mamę za rękę, stają jako jej partnerzy.
Na warsztatach spotykam także kobiety, które zostając wsparciem dla rodzica, odsuwają się od własnego macierzyństwa. One matkami już przecież są – swoich własnych rodziców.
Te obcasy są kuszące. Pachną słodką obietnicą lepszego życia („nigdy nie będę taka jak oni”).
Ale choćby były nie wiadomo jak piękne – kiedy za wysokie, zaczną obcierać.
Bo szpilki tak wysokie są zarezerwowane dla tych, którzy byli tu pierwsi.
Dla nas potrzebna inna wysokość.
Nie wchodźmy więc w nie swoje buty.
One dla nas za duże.
Za ciężkie.
W nich nogi plączą się łatwiej.
W nich zgubić się prościej.
One trzymając w niewygodzie, nie pozwolą wyjść do życia daleko.
Do tego co Twoje.
•••
Nie umiemy puszczać.
Trzymamy się kurczowo wyobrażeń, o sytuacjach, o ludziach.
Stawiamy sobie cele ratowania.
Najpierw rodziców – a kiedy rodziców zabraknie –
ratujemy partnera,
rodzeństwo…
przyjaciół…
Takie ratowanie, jest przejawem pychy.
Jest swoistym bawieniem się w Boga.
Zaczynasz bowiem myśleć, że masz moce, by zmienić czyjś los, na / Twoim zdaniem / lepszy.
Nie masz takich sił.
Nie masz również takich praw.
Oddać tych, których kochamy w ręce ich losu jest największym sprawdzianem miłości.
Oni swoją drogą…
Ty swoją.
Z wdzięcznością, że możesz – właśnie dzięki nim.
Marianna Gierszewska